wtorek, 15 lipca 2014

Chapter 1


- Const, wstałaś? – Z dołu dobiegł mnie głos mamy. Wynurzyłam głowę spod kołdry i spojrzałam na zegarek, na którym widniały cztery cyfry przedzielone dwukropkiem, mianowicie 06:08. Nigdy nie byłam chętna do wczesnego wstawania, ale jak mus to mus. Odrobina samozaparcia i wszystko jest możliwe. Zwłaszcza, że musiałam  teraz być coraz bardziej odpowiedzialna. W końcu za miesiąc miały być moje 17 urodziny, czyli już za miesiąc będę dorosła. Za miesiąc wszystko się zmieni.
            Spędziłam  pod kołdrą jeszcze jakieś kilka minut, po czym, nie mając już innej możliwości, jednym, szybkim  ruchem zrzuciłam z siebie ciepły, nakrywający mnie chwilę wcześniej, puch. Od razu na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Po prostu było mi zimno. Podniosłam się z lóżka, wyraźnie w tym momencie rozbudzona, ale nadal zmarznięta. Narzuciłam na ramiona ciężką kołdrę,
a następnie szczelnie  się nią opatuliłam. W tej chwili wyglądałam jak wielki, niebieski kokon,
z którego wystawała jedynie moja głowa. Co na to poradzę, rano zawsze tak robiłam.
            Podeszłam do czerwonego fotela, na którym były rozłożone przygotowane na dziś ubrania. Była to czarna, ołówkowa spódnica i niebieska koszula. Prosty, a zarazem elegancji strój, czyli właśnie taki, jakiego wymagano od pracujących w Punkcie Dowodzenia Miejskiego, czyli w Randze. Nie jest to ciężka praca, ale odpowiedzialna. No i przede wszystkim, dla ludzi mających coś w głowie. Trzeba wiedzieć, o czym można porozmawiać (o ile znajdziesz chętnego do rozmowy!), a co lepiej zostawić i udawać, że nie wiesz o niczym. Ranga to miejsce dające dużo możliwości, o ile oczywiście się dopasujesz i wiesz, jak się dostać do tych możliwości. Co już takie łatwe nie jest.
            Gdy byłam już ubrana i w miarę ogarnięta, zeszłam na dół na śniadanie. Nie lubiłam wychodzić z domu o pustym żołądku, zawsze byłam wtedy nerwowa.
- Dlaczego Tobie zawsze zejście na dół zajmuje tyle czasu? Budziłam Cię chwilę po 6, a teraz jest wpół do 7.
- Oj mamo. – Wiedziałam, że ma racje. Przez to moje trudne wstawanie wiele razy o mało nie spóźniłam się na kolej, a gdyby się to stało choć raz, to spóźniłabym się do pracy, a choćby jedno spóźnienie i w pracy nie jest lekko. Takich ludzi uważa się za nieodpowiedzialnych i wtedy nie mają już tylu możliwości. Ale ja zawsze miałam szczęście i nigdy mi się to nie przydarzyło.
- Tylko mówię. Żebyś sobie tylko kłopotów nie narobiła przez to. A teraz mów, co chcesz na śniadanie. – Powiedziała z uśmiechem. Spojrzałam na tatę, który czytał właśnie wczorajszą gazetę
i popijał spokojnie kawę ze swojego ulubionego niebieskiego kubka. Zapewne nawet nie zauważył, że jestem tutaj. Był wiecznie zamyślony i nieobecny. Ale tylko w domu. W fabryce, w której pracował był surowym, ale sprawiedliwym dyrektorem od sprawności maszyn. To na jego głowie było, aby wszystko działało jak trzeba. Więc wszystko musiało być na najwyższym poziomie. Codziennie sprawdzał wszystko, albo prawie wszystko, aby jak najwcześniej wykryć coś niezgodnego. Właśnie taki był Henry Lanigan. Mój tata.
            Śniadanie minęło bardzo szybko. Zjadłam dwa, pyszne tosty i poszłam do łazienki umyć zęby. Gdy wróciłam na dół, obecna była tylko mama. Tata zapewne pojechał do pracy i zabrał przy okazji mojego młodszego brata, Nathaniela do Szkoły Gruntowej, czyli miejsca, gdzie małe dzieci uczyły się podstawowych rzeczy, takich jak czytanie, pisanie, liczenie. Nate miał 10 lat, czyli czekały go jeszcze dwa lata nauki w tym miejscu. Niech się cieszy, póki może. Gdy ukończy tą szkoły, nie będzie już tak fajnie. Szybki wybór zawodu (oczywiście pasujący do rangi osoby noszącej nazwisko Lanigan), rozstanie z rówieśnikami i dalsza nauka oraz odpowiedzialność. Jakaż ja byłam głupia, że tak szybko chciałam skończyć ta szkołę. Nie wiedziałam, że potem będzie tak… inaczej i ciężej. Ale z drugiej strony nie jest już tak źle. Nie traktują mnie jak małolatę, jak na początku, ale równą sobie, (prawie!) dorosłą.
            Założyłam płaszcz i buty, a chwilę potem wyszłyśmy z mamą z domu. Powiał wiatr, a ja znów miałam gęsią skórkę. Gdy stanęłam na schodach, przez chwilę przyglądałam się w panującą wszędzie ciemność. Wspominałam już, że było tak zawsze? To znaczy ciemno.  Noc, czy jak to się tam nazywa. Kiedyś usłyszałam w Randze to określenie, ale nie wiem dobrze, co ono oznacza. W każdym razie przez 24/7 w Unicji, czyli nierozerwalnym związku 5 mega-miast, panowała ciemność, którą oczywiście starały się pokonać lampy i sztucznie wytwarzane światło. Wszystkie ulice były zawsze oświetlone, tak samo jak budynki. Jednak to nie zmieniało tego, że jak tylko spojrzysz w górę, widzisz wszechogarniającą czerń. Słyszałam legendy, plotki sama nie wiem co, ze kiedyś tak nie było. Że na niebie było coś, co rozświetlało tą ciemność. Ale ja już nie wierzę w bajki. Ktoś to sobie wymyślił
i koniec. Bo zastanówmy się, coś, co miało silę i było zdolne rozświetlić ciemność, że nie były potrzebne lampy i wszędzie było jasno, nie mogło sobie od tak zniknąć. Coś tu było nie halo. Dlatego dla mnie zawsze było tak, jak jest. Ciemno.
- Const, idziesz? – Na dole, na chodniku czekała na mnie mama. Widocznie znów się wyłączyłam. Czasem tak mam, jeśli za bardzo pochłoną mnie myśli.
            Drogę do Rangi pokonałyśmy koleją, czyli dużymi ‘skrzynkami’ jak je nazywał Nate, gdy był mniejszy, które były zawieszone wysoko i napędzane prądem. Kiedy byłam mniejsza, bałam się tak podróżować, ale po latach zdążyłam się przyzwyczaić. Zresztą nie miałam wyboru. Nie chciało mi się pokonywać kilkunastu kilometrów, które dzieliły nasz dom od budynku Rangi na piechotę. Nie jestem masochistką! Zresztą bałabym się sama chodzić pustymi ulicami Aravady (tak nazywa się miasto,
w którym mieszkam). Większość, jeśli nie wszyscy mieszkańcy korzystali właśnie z kolei. Mimo, że lampy oświetlały drogę bałabym się. Zresztą wiem, że nie ja jedna. Kto by chciał się sam zapuszczać w puste ciemne uliczki? Do tego długie. Nikt.
            Podróż minęła bardzo szybko. Zaledwie 5 minut i byłyśmy pod gmachem Rangi. No i właśnie w tym momencie ja i moja mama miałyśmy się rozstać. Ja nadal odbywałam praktyki (które trwały od 12 do 17 roku życia, czyli do pełnoletniości), do tego byłam przydzielona na 4 piętrze, a moja mama, jako zastępca Salita (była zastępcą najważniejszej osoby w mieście! Zastępcą rządzącego. Ma się te szychy w domu.), pracowała na najwyższym, 12 piętrze, na które ja, nawet gdybym chciała, nie miałam prawa wstępu.
- Pa mamo, do zobaczenia wieczorem.
- Cześć. – Odpowiedziała z uśmiechem i udała się w swoją stronę. Ona zawsze wchodziła głównym wejściem, ponieważ była nie byle kim. Jej wejścia i wyjścia były zawsze protokołowane. Zresztą wszystkich najważniejszych osób w Randze.
            Ja wchodziłam zawsze lewym wejściem. Mniej ważni pracownicy, urzędnicy zawsze wchodzili prawym lub lewym. Tak już było zawsze. Gdy tylko przekroczyłam próg, oślepiło mnie światło. Nie lubiłam tego. Na zewnątrz zawsze było ciemno, a w budynku zawsze jasno i to bardzo. Na początku, zawsze oślepiająco. Z czasem to może doprowadzać do szału, ale wydaje mi się, ze tylko mnie. Nikt inny się nie skarży. Zresztą ja też nie. To tylko moje takie wewnętrzne rozmyślania.
            Szybko znalazłam się na odpowiednim poziomie i, gdy znalazłam swoje miejsce, zdjęłam płaszcz i zajęłam stanowisko. Moim zadaniem było pilnowanie różnorakiej dokumentacji dotyczącej Szkół Gruntowych, osób uczęszczających do nich, wydarzeń z nimi związanymi oraz oczywiście dokumentacji wszystkich szkolących się w określonych zawodach, czyli moich rówieśników, bądź niewiele młodszych osób. Ja byłam na ostatnim roku, a właściwie ostatnim miesiącu szkoleń.
            Praca tutaj nie była zła. A wręcz dobra. Mogłam dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy,
a z natury, nie powiem, byłam ciekawska. Wczoraj przydzielono mi zadanie, którego nie zdążyłam dokończyć. Musiałam przygotować teczki wszystkich osób kończących w tym roku Szkoły Gruntowe w Aravadzie. Było tego mnóstwo! A ja jestem tylko (prawie!) 17latką! I tak dobrze, że udało mi się znaleźć i uporządkować ponad połowę. Ale to i tak było za mało. „Odpowiedzialna osoba i godna tego stanowiska uwinęła by się w jeden dzień!” Takie coś wczoraj usłyszałam. Myślałam, że babę uduszę. Ale się powstrzymałam. Teraz muszę to dokończyć, i to jak najszybciej.
- Const, Const! – Wszędzie poznałabym ten głos. To była Vee, moja najlepsza koleżanka
i jednocześnie jedna z niewielu osób w pracy, z którymi rozmawiałam. Jej donośny głos słyszeli chyba na całym piętrze, ale ona nic sobie z tego nie robiła. Lubiła być w centrum uwagi, ale nie dążyła do tego mimo wszystko. Była miła i przez to lubiana. Oczywiście przez męską część piętra najbardziej. Mimo, że była bardzo młoda, wielu mężczyzn się za nią oglądało. I to nawet starsi. Cóż im się dziwić? Niska, ale szczupła dziewczyna. Mająca w sobie ‘to coś’. Jej rude, falowane włosy także bardzo pasowały do niej.
Uwielbiałam z nią rozmawiać podczas przerw. Zawsze miałyśmy o czym. W końcu była pierwszą osobą, którą tu poznałam. I tak jakoś zostało jak trafiłyśmy na to samo piętro. Mimo, iż pracowałyśmy w dwóch przeciwnych jego końcach.
- Vee, nie tak głośno! – Skarciłam ją, gdy stanęła nade mną przed moim biurkiem. Nie lubiła jak ją karcę, ale zawsze się do tego stosowała. Przynajmniej na 5 minut. – Co się stało?
- Wiem dlaczego jest dziś takie zamieszanie! – Myślałam, że zacznie skakać z radości. Widać to było po jej oczach. Ale na szczęście tego nie zrobiła. W partycji piętra, w której ja pracuję, takie zachowanie byłoby nie do pomyślenia i obie bardzo dobrze o tym wiedziałyśmy. Ona miała trochę luźniej, ale ja nie. Zresztą nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie dotychczas.
- Wiesz, że kandydaci na Obrońców muszą przebyć 2 miesięczne praktyki w Urzędzie, prawda?
- Tak, wiem. Nie jestem tu pierwszy rok. – Mówiąc to kiwnęłam głową i podejrzanie spojrzałam na nią. – Ale nigdy na naszym piętrze Vee, nie miej złudnych nadziei, ze spotkasz jakiegoś przystojniaka. Przerabiałyśmy to rok temu i dwa lata temu. – Vee spojrzała na mnie oburzonym wzrokiem, a potem odezwała się tak, jakbym powiedziała coś, co ją obraziło.
- Wiem przecież jak było wtedy! – Syknęła. – Ale w tym roku będzie inaczej! – I znów powróciła ta radość w jej oczach. Co za dziewczyna. Nie potrafiła się długo gniewać. Ale to i lepiej.
- Vee…
- Słuchaj, Wren, wiesz który? – Skinęłam głową na znak, że wiem. Więc, Wren słyszał, że w tym roku do naszego biura przydzielą 10 kandydatów. I pomyśl tylko, obrońcy! U nas! I mało tego, dziś mają się po raz pierwszy pojawić.
- Skąd Wren ma takie informacje? – Zaciekawiło mnie to.
- Oj wiesz… On zawsze pogada z tym, z tamtym i się dowie. Ma chody!
- Nie bądź taka podekscytowana Vee, skąd wiesz, ze to będą same ciacha? Może dadzą tu jakieś niedojdy, których nikt nie chce, albo dziewczyny. Przecież wiesz, że nie tylko faceci są obrońcami.
- Oj wiem. – Posmutniała na chwile Vee, ale sekundę później znów była radosna z tymi chochlikami w oczach. – Ale mam nadzieję, że tak nie będzie. Const, ty też w to wierz! A tak będzie.
- Vee… - Chciałam jej powiedzieć, aby nie cieszyła się tak na zapas, bo może się znów rozczarować, ale nie zdążyłam, bo zadzwonił dzwonek oznaczający zebranie wszystkich pracowników naszego piętra. To znaczy, że coś musiało być na rzeczy.
- Const, chodź. – Vee szturchnęła mnie i obie poszłyśmy razem ze wszystkimi do głównego holu, czyli największego pomieszczenia na piętrze, które mogło pomieścić wszystkich pracowników.
- Chciałam powitać Was wszystkich. – Usłyszałam miły głos, który nie podejrzewałam, że pochodzi
z ust pani Prezes.- Jak wiecie, Punkt Dowodzenia Miejskiego co roku przyjmuje na praktyki kandydatów na Obrońców. – Odchrząknęła. – Przepraszam, w każdym razie, w tym roku również
i nasza partycja Rangi będzie gościła owych kandydatów. Chciałam o tym powiadomić wszystkich osobiście, ponieważ za kilka minut przybędą nasi nowi podopieczni. Mam nadzieję, że powitacie ich ciepło…
- Na pewno… - Usłyszałam podniecony szept Vee.
- … osoby, które będą pomagały im w praktykach, czyli będą zaangażowane w to przedsięwzięcie będą poinformowani o wszystkim osobiście. – W tej właśnie chwili do holu weszło ok 15 osób, ubranych na czarno oraz wyglądających na moich rówieśników. Dopiero teraz zaczynałam wierzyć
w nowiny, które kilka minut temu przekazała mi Vee.
- Oo.. witam naszych gości. Widzę, że zjawiliście się trochę szybciej, niż mi powiedziano. Ale to nie szkodzi. Zapraszam do Sali konferencyjnej, zaraz się Wami zajmę. – Zwróciła się do gości, a chwilę potem ponownie mówiła do nas wszystkich, zgromadzonych tu. – A teraz wyczytam imiona
i nazwiska osób, które przez najbliższe 2 miesiące będą zaangażowane w przygotowanie kandydatów na Obrońców, czyli ich praktyki tutaj. Więc będą to następujące osoby… - W tej chwili przestałam słuchać, bo Vee odwróciła moją uwagę.
- Const, patrz jakie ciacho! – Ruchem głowy wskazała na wysokiego bruneta. – Swoją drogą, ciekawe czy będę mogła kiedyś zamienić z nim słowo. Jest taki słodki! Nie, wróć. Przystojny i męski! Słodki nie pasuje do niego. To obraza dla takiego ciacha! Ciekawe czy ktoś tu go zna… - Gdy zorientowałam się, o którego bruneta chodziło Vee po plecach przeszły mi ciarki i zrobiło mi się gorąco.
- Vee… - Zaczęłam niepewnie. –  Sądzę, że jest ktoś, kto go zna…
- Tak? To świetnie! Ciekawe, kto to.
- … Pamiętasz, jak kiedyś opowiadałam Ci o chłopaku, w którym przez jakiś czas durzyłam się, gdy chodziłam do Szkoły Gruntowej.
- Tak, pamiętam, ale co to ma…
- To właśnie on. – Nie dałam jej dokończyć.
- O kurcze… - Usłyszałam mruknięcie Vee, a chwile potem głos pani Prezes.
- … i Constance Lanigan. Zapraszam wszystkich do Sali konferencyjnej.
- O kurcze... – Powtórzyła Vee i spojrzała na mnie wielkimi oczami.

- Dokładnie. – Odpowiedziałam spoglądając w kierunku pomieszczenia, do którego miałam się udać. Czekało mnie miłe, mam nadzieję, spotkanie po latach.

____________________________________________________

Hejka :) To na razie pierwszy rozdział, ale mam nadzieję, że kogoś zaintrygował. Jeśli tak, to prosiłabym o jakiś znak np. komentarz. :) 
Do przeczytania! xx

2 komentarze:

  1. O kurczę D: Bardzo ciekawie się zapowiada :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, niezywkłe po prostu :)
    I ten pomysł z Ciemnością - nie mogę się doczekać :3 gdy dotrę dalej.

    OdpowiedzUsuń