środa, 16 lipca 2014

Chapter 2

- Const, rusz się! – Dopiero głos Vee wyrwał mnie z zamyślenia. Wszystkie wspomnienia wróciły. No pięknie. Myślałam, że już nie będę musiała wracać do niczego z przeszłości, że rozpocznę nowe, prawdopodobnie nudne, dorosłe życie, a tu los sprawia mi taką niespodziankę. Coś czuję, że będzie to najcięższy miesiąc w moim życiu. – Const!
- Już idę, idę. – Miałam przecież udać się do sali konferencyjnej, tak jak reszta wyczytanych osób. Gdy byłam w środku, okazało się, że nie jest nas dużo, ale i tak więcej, niż gości.
- No dobrze.. chyba jesteśmy już wszyscy. Usiądźmy. – Zebrani zajęli swoje miejsca, przy których stali, a Prezes znów podjęła głos.
- Chyba wiadomo, po co się tu zebraliśmy. Przez najbliższy miesiąc praca w naszej partycji będzie wyglądała trochę inaczej. Każdy z Kandydatów otrzyma niebieską teczkę, w której znajdzie plan. Są na nim godziny pracy, przydzielone zadania oraz osoby, do których należy się zgłosić podczas wykonywania ich. Oni Wam pomogą. – Mówiąc to ruchem głowy wskazała nas. Tak się złożyło, że Kandydaci usiedli po jednej stronie stołu, a natomiast my, pracownicy Rangi – po drugiej. – W razie jakichś niejasności proszę zwracać się do mnie. Ale myślę, że wszystkie potrzebne informacje znajdziecie w teczkach. Constance, Twoim zadaniem jest przygotować dla mnie wszystkie dokumenty naszych nowych podopiecznych. Zrób to proszę jeszcze dziś.
- Tak, oczywiście.
- A i proszę, wpiszcie na tę listę swoje imiona i nazwiska. – Tym razem zwróciła się do przyszłych Obrońców. Położyła przed nimi pustą kartkę z numerami i podała pierwszej osobie długopis. - Tak będzie prościej.- Gdy wszyscy zdążyli się wpisać, ostatnia osoba podała mi listę.
- To chyba jak na razie wszystko. Możecie wrócić do siebie. – Wstaliśmy, aby wyjść. Starałam się nie patrzeć na gości, po prostu wolałam zając się listą. – A i jeszcze jedno. – Zatrzymał wszystkich głos pani Prezes. – Chyba nie muszę wyjaśniać, że jakiekolwiek stosunki pomiędzy Kandydatami,
a pracownikami bez potrzeby, tzn. nie związane z pracą im powierzoną, są zabronione. Chyba wszyscy wiemy, dlaczego. Tak będzie lepiej. Pamiętajcie, za miesiąc będziecie dorośli. Nie zniszczcie wszystkiego na ostatniej prostej. - I w tej chwili wszyscy wrócili do swoich stanowisk pracy, a jedynie goście zostali w konferencyjnej.
Oczywiście wiadomo dlaczego. Lepiej nie romansować. Gdy skończymy 17 lat, staniemy się dorośli, ale to nie wszystko. Drugą stroną medalu jest Ceremonia Doboru. System dobiera młodych dorosłych w pary, które będą musiały się potem pobrać. I nie będą miały innego wyjścia. Nie ma czegoś takiego, jak ‘związek z miłości’. System dobiera osoby najlepiej do siebie dopasowane, pochodzące z równie dobrych rodów, oczywiście równolatków, no i osoby o innych kolorach oczu. Nie wiem dlaczego, ale niedopuszczalne jest, aby Przyrzeczeni mieli ten sam kolor oczu. To dziwne, ale już tak jest. Więc, za jakiś miesiąc będę nie tylko dorosła, ale będę przyrzeczona komuś, a ktoś będzie przyrzeczony mi. Za miesiąc poznam osobę, z która będę musiała spędzić życie. To chyba rzecz, której najbardziej się obawiam. Prezes nie bez powodu wydała zakaz stosunków niezawodowych. Nie chce, aby doszło do tego, że ktoś komuś w głowie namiesza. Bo przecież Obrońcy są wykluczeni z Ceremonii Doboru. Tak, oni z nikim się nie wiążą. Nie zakładają rodzin. Są sami. Ponieważ bardzo narażają swoje życie na niebezpieczeństwo. Skarciłam się w myślach, że zajmuję się nie tym, co trzeba. Szybko zajęłam się pracą, choć w głowie ciągle miałam myśli o Nim. Niby nie czułam do niego nic wielkiego, ale coś tam kiedyś było.
            Po jakiejś godzinie miałam gotowe wszystkie dokumenty. Zbliżał się czas przerwy, więc miałam się znów spotkać z Vee. No i oczywiście wypić kawę. Mimo, że byłam młoda, wraz piłam jej dużo. Potrzebowałam jej. Wybiła 11, więc udałam się do kafeterii, ale po drodze wzięłam dokumenty. Zapukałam do gabinetu Prezes, a po chwili słysząc pozwolenie, weszłam.
- Oto dokumenty wszystkich Kandydatów. – Powiedziałam, kładąc teczki na biurku należącym do kobiety. Miała ona siwe włosy, ale nie naturalnie, ale pomalowane. Spięła je z tyłu tak, że żaden kosmyk nie miał prawa się wydostać. Na sobie miała czarny żakiet i spódnicę. Elegancką. Właściwie to sama była elegancka kobieta z klasą. Nikt nigdy nie miał prawa podważać jej zdania. Była równolatką mojej mamy. Razem przechodziły praktyki, jak ja i Vee. Dopiero po Ceremonii Doboru zaczęły się od siebie oddalać, a dwa lata później, po ślubach (ślub się bierze po 2 latach okresu stabilicyjnego, gdy przyrzeczeni się dość dobrze poznają, czyli w wieku 19 lat), ich kontakt się prawie całkiem urwał. Odnowił dopiero, gdy ja podjęłam praktyki tutaj. Mama i Prezes czasami się spotykały. Oczywiście patrząc hierarchicznie, to mama była wyżej. Ale poza pracą im to nie przeszkadzało. Mogły się spotykać. Dwa razy nawet była u nas w domu! Czułam się wtedy trochę nieswojo, ale jakoś przeżyłam to.
- Dziękuję, Constance. Na razie nie mam dla Ciebie nic więcej, więc zajmij się tym, co wykonywałaś wcześniej.
- Oczywiście. – I udałam się na przerwę. Od razu odnalazłam Vee, którą otaczało 3 kolegów z pracy. Nie podeszłam do niej od razu, lecz najpierw poszłam zrobić sobie kawę. Chwilę później, gdy Vee mnie zauważyła, sama do mnie podeszła.
- Const! – Znów się przywitała. – No i jak tam? Jakie poważne zadanie dała Ci pani straszna Prezes?
- Miałam przygotować teczki kandydatów. To wszystko. – Odpowiedziałam biorąc łyk kawy. Byłam głodna, więc stanęłam w kolejce, aby wziąć coś za ząb.
- Tylko to? – Zawiedzenie było wymalowane na jej twarzy. W sumie ja też byłam zawiedzona, ale czego mogłam się spodziewać? Że dadzą mi jakieś ważne zadanie? Przecież nie skończyłam jeszcze praktyk.
- Cóż… i tak dobrze, że znalazłam się w tamtym pokoju. To też jakieś wyróżnienie. – Nie wiem, czy próbowałam przekonać bardziej siebie, czy ją.
- Eh… Ciebie zawsze satysfakcjonują takie małostki. Ja bym była zawiedzona. – Gdy już wybrałam, co chcę zjeść, usiadłyśmy przy naszym stałym stoliku i wreszcie spokojnie mogłyśmy pogadać. Miałyśmy 30 minut przerwy.
- Vee… - Zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć.
- Oj dobrze, wiem. – Wzięłam kęs sałatki. Mhmm… pomidor, pycha. – No to opowiadaj kim jest ten przystojniak, jak się nazywa, bo nie pamiętam?
- Co ja mam Ci opowiadać? Nie ma czego.
- Const!
- No co? Nazywa się M., a przynajmniej wszyscy tak na niego wołali.
- M. ? To jego imię? Trochę dziwne. Takie… tajemnicze. – Vee starała się dodać trochę grozy swoim słowom wykonując odpowiednie gesty rękami, ale niezbyt jej to wyszło. Sama też doszła do tego wniosku, ale sądzę, że chyba po mojej minie.
- Wołali na niego M. , ale jego pełne imię i nazwisko to Hunter M. Gray.
- Czekaj… Gray? Jak ta baba należąca do pięciu członków Zarządu, 5 rządzących Komitetem? – No
i zaczyna się. Vee także była dość ciekawską osobą, więc nie da mi spokoju. Cóż, zapewne musiałam się przygotować na masę pytań.
- Tak Vee… jak ta Gray. – Odpowiedziałam spokojnie. – To jego matka.
- Fiu, fiu. – Z zachwytem powiedziała Vee. No ale skąd ten zachwyt? Nie było czym się zachwycać. – No to się nie dziwię, że na Obrońcę się szkoli. Syn jednej z 5 najważniejszych osób w Unicji musi być kimś. Takiego zaszczytu nie może dostąpić byle kto.
- Może i tak…- Nie miałam zbyt wielkiej ochoty o tym rozmawiać.
- No Const, masz nosa do chłopaków.
_ Vee! – Skarciłam ją wzrokiem. – To po prostu mój były kolega ze szkoły. – Przerwałam na chwilę
i poprawiłam się. – Z klasy.
- Tak, tak… Nie masz zamiaru dowiedzieć się, co u niego słychać?
- Nie, nie mam. – Powiedziałam to powoli i, jak to się mówi, dużymi literami. Wiem, że jak Vee się na coś uprze to potem trudno jej daną rzecz wyperswadować.
- Żartujesz? – Oburzyła się Vee. – Pamiętam, jakby to było wczoraj, jak opowiadałaś mi o pewnym przystojnym chłopaku, którego podziwiałaś, a teraz, gdy los znów po latach stawia go na Twojej drodze nie masz zamiaru nic z tym zrobić?! – Chyba za bardzo Vee się tym przejęła. Kurcze, mogłam jej o niczym nie mówić. No, ale stało się.
- Dokładnie, nie mam.
- Kim Ty jesteś? Halo, to nie może być przypadek! Nie widzisz tego?
- Vee, daj spokój. To najzwyklejszy przypadek.
- Przypadki nie istnieją, Const. – Siedziała teraz z założonymi rękami. No pięknie, myśli, że mnie przekona? Nie dam się tak łatwo, bo to czysta głupota, co ona mówi.
- Dobrze Vee, koniec tematu. Zaraz przerwa dobiegnie końca, a ja nie zdążę zjeść swojej sałatki. A nie chce być głodna przez resztę dnia.
- Const, ja tego tak nie zostawię. I Ty na pewno też.
- I tu się mylisz kochana. Dla mnie nie ma czego zostawiać, bo jak czegoś nie ma, to nie ma.
            Do końca przerwy Vee nie podejmowała już tego tematu, więc mogłam w spokoju dokończyć sałatkę. Gadałyśmy o różnych rzeczach związanych z Rangą, przekazała mi najświeższe plotki, nad którymi rozmawiałyśmy. Po chwili zapomniała już, o naszych nowych gościach. Śmiałyśmy się, że aż czasami oglądali się na nas inni pracownicy, ale wcale nie zwracałyśmy na to uwagi. Niestety przerwa dobiegła końca i trzeba było wracać do swoich zajęć.
- Dobrze Const, do zobaczenia potem. – Pomachała mi na odchodne i ruszyła w kierunku wyjścia. –
A i pamiętaj. – Zatrzymała się w połowie drogi i odwróciła do mnie. – Nie ma czegoś takiego jak przypadek. – I z uśmiechem na ustach szybko wyszła, zanim zdążyłam cokolwiek jej odpowiedzieć. Taka właśnie była Vee.
            Bardzo szybko dzień dobiegł końca. Przygotowujących się na Obrońców, już dziś nie widziałam. Może nie było ich nawet na naszym piętrze?  A może po prostu pracowali w innych miejscach. Nie wiem. Może to i dobrze, bo mogłam się skupić na swoich zadaniach i w końcu dokończyłam to, co miałam zrobić rano, zanim przerwała mi Vee. Ubrałam się i wyszłam z biura.
- Const, czekaj!
- Vee. – Zobaczyłam biegnącą w moim kierunku, koleżankę. – Też skończyłaś?
- Wszyscy kończymy o tej samej godzinie głuptasie! – A no tak. Zapomniałam, bo często zostawałam po godzinach, a dziś wyjątkowo nic nie miałam do roboty. – To jak minął Ci dzień?
- Normalnie i spokojnie. A skąd to zainteresowanie…? – Na początku nie zrozumiałam, o co jej chodziło, ale po chwili domyśliłam się. – Vee… Przerabialiśmy to.
- No wiem, ale… widziałaś go znów?
- Nie. – Odpowiedziałam krótko. – Od czasu, gdy wyszłam z porannego zebrania to nie.
- To kiepsko… - Powiedziała Vee ze skwaszoną miną.
- Dlaczego? – Zdziwiłam się. – Może to i lepiej. Może nie będę go widywać i nic nie będzie mnie rozpraszać.
- Ha! Przyznałaś się! – Ucieszyła się Vee i uśmiechnęła tym swoim zwycięskim uśmiechem. – Przyznajesz, że nie jest Ci obojętny i rozpraszałby Cię! To już coś.
- Vee, czepiasz się. – Chciałam ją zbyć, ale chyba mi się nie udało. – Tylko tak mi się powiedziało.
- Tak, tak.
            Gdy byłyśmy już na dole, był czas aby się pożegnać. W końcu mieszkałyśmy w innych częściach miasta.
- No to co, Vee. Do jutra. – Uśmiechnęłam się i podeszłam ją przytulić na pożegnanie.
- No do jutra, chyba, że…
- Chyba, że co? – Odsunęłam się trochę, aby spojrzeć na nią.
- Masz ochotę gdzieś wyjść ? Wiesz, słyszałam, że ma być dziś próbny pokaz sztucznych ogni na Ceremonię Doboru. Już przygotowują wszystko! – Ucieszyła się Vee. – No, ale ja nie mam z kim pójść, a samemu trochę głupio…
- Ty na serio nie możesz się tego doczekać? – Zapytałam ze zdziwieniem.
- No! A Ty nie?
- Wiesz, mi jakoś się nie śpieszy, aby poznać tego faceta, z którym spędzę resztę życia.
- No co Ty! To będzie fajne. Ja już odliczam dni do Ceremonii.
- Ja nie. – Powiedziałam ze smutkiem. – Bo co to za przyjemność? Spędzasz życie z kimś, kogo Ci każą poślubić. Całkiem obcą osobę, a Ty nic nie możesz na to poradzić? Kto wie, kim on jest? Jaki jest? Nie każdy mężczyzna jest taki fajny i  dobry. Różni się zdarzają. A Ty nie możesz powiedzieć nie. Nie masz żadnego prawa głosu.
- Ale zawsze tak było i nikt się nie skarży.
- Vee, a co mają mówić? I do kogo? Proszę Cię.
- Const, dlaczego martwisz się na zapas? Może okaże się, że jest Ci przypisany jakiś romantyczny przystojniak, w którym się zakochasz i będziecie szczęśliwi?
- Vee, życie to nie bajka. – Powiedziałam. – Popatrz na tych wszystkich ludzi. Nie ma małżeństw
z miłości. One wymarły! Małżonkowie się TOLERUJĄ. Tak jest na ogół.
- A Twoi rodzice? – Dobra, trafiła w dobry punkt.
- Moi rodzice… O nich można powiedzieć, że są przyjaciółmi. Ale nic więcej, wiem bo jak byłam mała próbowałam się doszukać czegoś więcej, ale niestety…
- Const…
- Więc widzisz. A pomyśl o tych facetach, który w pracy z Tobą flirtują.
- Co z nimi? – Zapytała, nie mając pojęcia, o co mi chodzi.
- Oni przecież też mają żony! – Powiedziałam odrobinę za głośno. - Ja bym nie chciała, aby mój mąż tak traktował mnie, że w pracy flirtuje z innymi.
- Dobrze Const.. – Powiedziała, poddając się. – Wiem o co Ci chodzi… Boisz się. Ale to normalne. Kto się nie boi? Ja też się boję. Ale jestem dobrej myśli, bo pozytywne myślenie to podstawa. Będę się cieszyć na zapas. Mam zamiar teraz wyobrażać sobie, że za miesiąc zostanie mi przyrzeczony jakiś książę. Bo co mi pozostaje? Będę martwić się po fakcie, ale na zapas nie zamierzam. – Położyła dłoń na moim ramieniu. – I Ty, Const, też tego nie rób. Proszę. – Spojrzała na mnie tymi swoimi dużymi oczami, a mi nie pozostało nic więcej, jak powiedzieć:
- Dobrze. Postaram się.
- Const, to dla Twojego dobra. – Vee uśmiechnęła się i znów mnie przytuliła. – No to jak? Pójdziesz ze mną dziś? – Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Niezbyt chętnie wychodziłam do pracy z domu, ale właściwie dlaczego miałabym dziś też zostać? Został mi tylko miesiąc. Za około 30 dni będę dorosła
i nie będę mogła się bawić. Musze wykorzystać ten czas jak najlepiej.
- Zgoda. – Powiedziałam z uśmiechem.
- To wspaniale Const! – Ucieszyła się Vee. – To gdzie się spotkamy i o której?
- Nie wiem. – Odpowiedziałam. – A Ty co proponujesz?
- Wiesz, chcę spędzić chwilę w domu, ogarnąć się i w ogóle. Która jest?
- Za 25 czwarta. – Powiedziałam, po spojrzeniu na zegarek.
- Więc może o 18:30? Na placu głównym w centrum?
- Myślę, że to dobry pomysł. – Powiedziałam z uśmiechem.
- No to do zobaczenia później.
- Do zobaczenia.
            I udałam się w drogę do domu. Akurat nie musiałam długo czekać na kolej, więc chwilę przed 17 byłam w domu. Jak zwykle nikogo nie było. Przebrałam się w coś luźniejszego i zabrałam za przygotowywanie kolacji. Niedługo potem wrócił Nate, więc mi pomógł. Zawsze jak robiliśmy
w kuchni coś razem, to na koniec wyglądała jak pole bitwy. Tak przynajmniej określała to mama.
            Czas minął bardzo szybko, więc szybko zbliżał się czas spotkania z Vee.
- Wychodzisz gdzieś? – Zapytał Nate wyglądając do mnie przez uchylone drzwi.
- Yhym. – Tylko tyle odpowiedziałam
- Z chłopakiem?
- Nie! – Chyba odpowiedziałam trochę za ostro. – Oczywiście, że nie. Z koleżanką z pracy.
- Aha. – Nate wyraźnie posmutniał. Wstałam i podeszłam do niego.
- Czemu masz taką minę?
- Jaką? Wydaje Ci się.
- Nate… - Usiadł na moim łóżku, a ja przykucnęłam przed nim. – Co się stało?
- Nic… Myślałem, że umawiasz się z jakimś chłopakiem. Byłoby fajnie, byłabyś szczęśliwa. Dziewczyny zawsze są szczęśliwe, gdy mają chłopaków.
- Skarbie… Nie umawiam się z nikim, bo to bez sensu. Za miesiąc poznam chłopaka, z którym będę musiała wziąć ślub. Po co spotykać się z kimś, z kim nie będę mogła być? To by tylko wszystko skomplikowało.
- Może… ale ja tylko chciałbym, abyś była szczęśliwa. – Po tych słowach przytuliłam brata. Martwił się o mnie. A ja o niego.
- Ja jestem szczęśliwa. Z Tobą. Z Rodzicami. Z Wami.
- Ale nie tak… Widziałem szczęśliwsze dziewczyny. Chciałbym, abyś Ty też się tak uśmiechała, jak one.
- Kiedyś będę.
- Obiecujesz? – Powiedział, a mówiąc to, patrzył na mnie tymi swoimi dużymi, niebieskimi oczami. Miały dokładnie taki sam kolor, jak moje. Ludzie często właśnie na podstawie tych niebieskich oczu poznawali, że jesteśmy rodzeństwem. Mało kto miał tak czysto niebieskie oczy.
- Tak, obiecuję. – W tej chwili wstał i objął mnie tak, że się oboje przewróciliśmy i leżeliśmy na dywanie, śmiejąc się.
- No dobrze, młody, ale muszę już iść.
- Musisz?
- Tak, ale niedługo wrócę.
- Kiedy?
- Nie wiem, ale jeszcze mnie dziś zobaczysz.
- Dobrze, no to idź. Będę czekał. - Poczochrałam jego blond włosy i zeszłam na dół.

- Wychodzę! – Krzyknęłam zamykając za sobą drzwi i zeszłam schodami na dół, wkraczając na chodnik. Wokół mnie panowała ciemność, którą rozświetlały pojedyncze lampy. Mimo wszystko nie bałam się, bo nie byłam jedyną osobą, która tutaj szła. Było mnóstwo innych ludzi. Idąc chodnikiem, przez okna kawiarni widziałam zapełnione wnętrza. Widocznie inni też lubili wychodzić po pracy
i spotykać się ze znajomymi. Więc czemu i ja miałam tak nie robić? Weszłam do wagonu kolei
i pojechałam w stronę centrum.

________________________________________________________

Wiem, że dość szybko dodaję drugi rozdział, no ale to podekscytowanie, że publikuję to no i chciałam abyście w miarę się wdrążyli w temat. :) Co sądzicie o tej historii? Mam nadzieję, że nie jest źle.
Do przeczytania! xx

3 komentarze:

  1. Bardzo, ale to bardzo mi się podoba! Dla mnie i lepiej, że tak szybko publikujesz rozdziały, czekam z niecierpliwością na kolejny! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. niezłe, czekam na kolejne rozdziały i zostawiam obserwację :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty to szalejesz z tą publikacją postów ;D Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń