- Const! – Po raz
kolejny powtórzyła moje imię Vee. – Co się z Tobą dzieje?
- Nic… -
Odpowiedziałam lekko zmieszana. – Po prostu… zamyśliłam się.
- Ciekawe o czym.
– Vee skubnęła kawałek sałatki, którą zamówiła na lunch. Lubiła sałatki,
a z kurczakiem wręcz ubóstwiała.
a z kurczakiem wręcz ubóstwiała.
Siedziałyśmy razem w kafeterii
mieszczącej się w Randze, czyli tam, gdzie zazwyczaj jadłyśmy lunch. Jedzenie
było tu dobre, a czasem zdarzało się, że nawet bardzo dobre. A może po prostu
się przyzwyczaiłam i mi dlatego smakowało? Choć zawsze starałam się brać co
innego. Takie małe urozmaicenia, na które mogłam sobie pozwolić.
- Oj Vee.. powiedz
lepiej, co tam między Tobą, a tym przystojniakiem? – Spróbowałam odwrócić jej
uwagę ode mnie, bo podejrzanym wzrokiem przeszywała mnie na wskroś. Aż miałam
ciarki.
- Co? – Prawie
zakrztusiła się, więc szybko poklepałam ją po plecach, aby jej pomóc. Widać
albo ją zaskoczyłam mocno, albo się aż tak zmieszała. Ale chyba to drugie, bo
zauważyłam, jak na twarz Vee wypływa siarczysty rumieniec, który ewidentnie próbowała
ukryć poprawiając włosy. Bingo!
- Vee, nie udawaj.
– Gdy Vee doszła do siebie, znów chciałam powrócić do tematu. A przynajmniej
próbowałam. – Widziałam Ciebie i Wrena wczoraj podczas lunch’u! Nie
zwracaliście na mnie nawet uwagi, kochana.
- Wren? –
Zapytała. - To nie tak! – Broniła się. – Po prostu znaleźliśmy wspólny temat, a
Ty się nie odzywałaś. I zwracaliśmy na Ciebie uwagę. – Dodała, choć chciała
chyba przekonać bardziej siebie niż mnie. A przynajmniej tak to odebrałam.
- Jasne… -
Powiedziałam, przeciągając wyraz najbardziej, jak się da, a do tego mając na
twarzy tajemniczy uśmieszek.
- Dobra, Const.
Koniec tematu. Zaraz koniec przerwy.
- Ha! Zdaje mi
się, czy właśnie przyznałaś mi rację? – Nie dawałam za wygraną. – To jak jest?
- Const… Wren to
fajny, przystojny, miły kolega, ale wciąż tylko kolega. Naprawdę. – Wydawało
się, że mówi szczerze, ale nie byłam w 100% pewna. Za jakiś czas się okaże.
- Cóż… powiedzmy,
że Ci wierzę.
I na tym się skończyło. Do końca
lunch’u nie poruszałyśmy już tego tematu, a gdy dobiegł końc, wróciłyśmy do
pracy.
M.
jak zwykle siedział przy swoim biurku, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Czyli
nawet mnie nie podejrzewał. A może te liściki to tylko taki ciekawy akcent dla
niego, ale nic szczególnego? Prawdopodobnie on miał właśnie takie podejście do
tego. I ja też powinnam.
- Constance
Lanigan oraz Hunter Gray – Usłyszałam jak M. pod nosem znów poprawiał osobę
wzywającą. Hunter M. Gray - proszeni do gabinetu Zaradcy, Nadine
Price. – Zaradcę nieoficjalnie zawsze
nazywano panią Prezes, ale prawdziwa nazwa jej stanowiska to Zaradca Poziomu 4
Rangi Aravady. Ale komu by się chciało tak długo mówić? Właśnie.
Wstałam, M. zrobił to samo i udał
się do gabinetu. Idąc delikatnie przygładziłam spódnicę, czy aby nigdzie nie
zagięła się poważnie i czy aby na pewno dobrze wyglądam. Musiałam wyglądać
elegancko, tak jak tego oczekiwano.
- Dziękuję, że
przyszliście. – A czy mieliśmy wybór?
– Będę starała się nie przedłużać, więc. Constance, przygotowałaś wnioski
wszystkim 12-latkom w Aravadzie?
- Tak, Zaradco. –
Kiwnęła głową.
- Dobrze. Więc
teraz oboje macie za zadanie przekazać je odpowiednim osobom. Pojedziecie do
Szkół, dacie dokument z imieniem i nazwiskiem odpowiedniemu dziecku, i
oczywiście niech pokwitują, że odebrali. Constance, wiesz na czym to polega,
prawda?
- Tak, oczywiście.
– Odpowiedziałam pewnym głosem.
- To świetnie,
wyjaśnisz wszystko panu Greyowi.
- Zaradco… mamy to
zrobić sami, we dwoje? – Niepewnie zapytałam. Dotychczas robiłam to dwa razy,
ale ze starszym pracownikiem, który pomagał mi się przygotowywać. Ja tylko
obserwowałam.
- Tak, we dwoje. –
Odpowiedziała Prezes zdziwionym głosem. - Panno Lanigan, dlaczego jest pani
zdziwiona?
- Przepraszam. –
Zmieszałam się. – Ale zawsze młodzi wychodzili na takie zadania z nadzorem,
więc myślałam, ze i tym razem tak będzie.
- I jest. –
Spokojny głos Prezes sprawiał, że miałam gęsią skórkę. – Tylko, że tym razem to
Ty będziesz nadzorującym. – Zdziwiłam się, ale M. chyba także, bo spojrzał na
mnie niepewnie. Przyglądał się, oceniając mnie. Nie przypadło mi to do gustu. –
Za chwilę będziesz dorosła, więc oficjalnie będziesz miała takie prawo. Ale ja
zdecydowałam, ze dam Ci je już teraz. Przez lata przygotowywałaś się do tej
funkcji, więc dobrze wiesz, co i jak. A teraz przekażesz część tej wiedzy panu
Grey’owi. Czy to już jasne?
- Tak. Mamy jakiś
określony czas, do kiedy mamy to zrobić? – Tym razem mój głos był pewny i nie
zadrżał. Nie pokażę M. że jestem słaba. O nie, nie.
- Tym razem
powiadomiłam Was wcześniej, niż zwykle, więc macie tydzień. – Kiwnęłam głową na
znak, że zrozumiałam. – Jeszcze jakieś pytania? – Oboje z M. spojrzeliśmy na
siebie, ale nikt się nie odezwał. – Więc wracajcie do siebie.
Tak też zrobiliśmy. Od razu wzięłam
się do roboty, bo musiałam wszystko dokładnie zaplanować. W Aravadzie jest 5
Szkół, które muszę, poprawka – musimy, odwiedzić. Zrobiłam plan, jakiego dnia i
jakiej godziny którą odwiedzimy. Teraz było trzeba ich powiadomić.
- Ekhem… -
Usłyszałam nad sobą chrząknięcie. -
Chyba oboje mięliśmy się tym zajmować. – Powiedział stojące przede mną
M.
- No tak. – Tylko
tyle zdołałam powiedzieć i zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, co mogę mu
powierzyć. Nie lubiłam dzielić z kimś obowiązków. Wolałam po prostu zrobić to
sama, bo wiem, że jest wtedy tak zrobione, jak chciałam.
- Co mam robić?
- Wiesz co… trzeba
powiadomić Szkoły, że przybędziemy. – Podałam mu małą rozpiskę, którą
nabazgrałam na pogniecionej kartce. Spojrzał na mnie, potem na kartkę, a ja
wzruszyłam ramionami.
- Dobrze. – I
odszedł do siebie. – A skąd mam wziąć numery? – Zapytał jeszcze.
- W komputerze
masz książkę telefoniczną. Tam wszystko znajdziesz. – Powiedziałam i poszłam po
pierwszą część plików, aby mieć je gotowe na jutro. Było ich sporo. Musiałam
jeszcze raz posprawdzać, czy wszystko jest, a potem spakować.
Na koniec dnia wszystko miałam, przygotowane.
M. sporo czasu zajęło samo znalezienie numerów, więc do ostatniej Szkoły
zadzwonił chwile przed 16. Ale się wyrobił.
- Jutro zaczynamy
od rana, więc przyjdź punktualnie. – Zwróciła się do M.
- Zawsze jestem
punktualnie. – Jego głos był chłodny, co nie było przyjemne.
- Tak, ale mówię
na wszelki wypadek. – Kiwnął głową.
- Coś jeszcze
trzeba dziś zrobić?
- Nie, na dziś
koniec. Wszystko jest na jutro gotowe, więc jak tylko przyjdziemy możemy zabrać
rzeczy i jechać. – Odpowiedziałam.
- To dobrze. – I
wyszedł. Dobiegła 16, więc wszyscy mogli udać się do domów. Ja też założyłam
płaszcz. M. jeszcze wrócił na chwilę, wziął jakieś kartki i znów pośpiesznie
odszedł, gdzie czekali na niego inni i wyszli razem.
Ja też miałam wyjść, ale zerknęłam
jeszcze na biurko M., aby zabrać rozpiskę Szkół, której nie raczył mi oddać, a
to chyba lepiej, abym to ja ją miała. Nie mogłam jej znaleźć i przestraszyłam
się, że ją wyrzucił, ale chwile potem wpadła w moje ręce. Oraz druga karteczka.
Nieznajoma.
Ty uważasz, że tak będzie lepiej,
ale ja i tak nalegam, aby poznać kim jesteś.
A do urodzin… formalnie rzecz
biorąc, to już mam 17 lat. Ale czekam do oficjalnego potwierdzenia tego, a
wtedy zacznie się życie. Nie mogę się doczekać, aż opuszczę Aravadę i wyjadę
w Unicję. Gdzie mnie przydzielą, nie wiem. Ale to nie ważne. Zacznie się życie napędzane adrenaliną, a ja to lubię. I będę mógł bronić granic, a tego zawsze chciałem. Dlatego starałem się dostać do Obrońców.
w Unicję. Gdzie mnie przydzielą, nie wiem. Ale to nie ważne. Zacznie się życie napędzane adrenaliną, a ja to lubię. I będę mógł bronić granic, a tego zawsze chciałem. Dlatego starałem się dostać do Obrońców.
Czemu ciągle pytasz o mnie? Opowiedz
coś o sobie, bo jestem ciekaw.
M.
Kolejna karteczka. Usiadłam, aby
odpisać, choć nie wiedziałam co. Znów zostawałam, gdy nikogo już prawie nie
było. Chciałam szybko wrócić do domu, bo obiecałam Nate’owi, że gdzieś się
z nim wybiorę, więc starałam się szybko coś napisać.
z nim wybiorę, więc starałam się szybko coś napisać.
‘
M.
Zdania
nie zmienię. Lepiej jest jak jest. :)
O
mnie… co by tu powiedzieć, aby nie zdradzić, kim jestem. Jestem wysoka brunetką
(W
Randze było wiele wysokich brunetek, więc to dość ogólnikowy opis.)
Mam
młodszego brata, jeśli Cię to interesuje. No i nie należę do Obrońców, ale to
chyba oczywiste. Codziennie Cię widzę i czasami obserwuję, ale nie martw się.
Tylko czasami. :) Przecież mam też swoje zadania.
Lubisz
tajemnice? Jeśli tak, to chyba nie przeszkadza Ci ta.
Nieznajoma
Ugh… Nie byłam zbyt pomysłowa, co
mogłabym napisać, no i zostawiłam to. Chciałam tylko podtrzymać konwersację.
Wstałam i schowałam karteczkę w stałym miejscu.
- Const! –
Usłyszałam głos Vee. – Jeszcze jesteś?
- Tak, ale już
wychodzę. A coś się stało?
- Nie. Tak tylko,
masz może ochotę gdzieś wyjść? Nie chce mi się siedzieć w domu samej, a
ostatnio było fajnie, więc pomyślałam, że może też masz ochotę poszwę dać się
po Aravadzie? – Mówiąc to przybrała minę zbitego psa, że nie dało się jej
odmówić, choćbyś chciał.
- Vee, obiecałam
Nate’owi, że się dziś z nim gdzieś wybiorę.
- O, to fajnie.
Mogę się dołączyć?
- Jeśli chcesz, to
pewnie. Będzie fajniej. – Powiedziałam z uśmiechem.
- To wpadnę do
Was, jeśli mogę, za jakieś 1,5 godzinki. Może być?
- Dobrze, powiem
Nate’owi, że nie będziemy sami. Na pewno się ucieszy, bo dawno się z Tobą nie
widział, a wiesz, jak Cię lubił.
- Tak, pamiętam. –
Powiedziała ze śmiechem. Nate faktycznie bardzo lubił Vee. Ale z drugiej
strony, kto jej nie lubił? – No to co, wychodzimy? Dziwnie się czuję tutaj, jak
nikogo nie ma. – Udała ciarki, aby poprzeć swoje słowa.
- Oj Vee… chodźmy.
Na dole się rozdzieliłyśmy, bo Vee
nie wracała od razu do domu, a miała coś jeszcze do załatwienia. Ja natomiast
nic nie miałam, więc poszłam na kolej, aby wrócić do siebie.
Od progu przywitał mnie Nate, co nie
zdarzało się często.
- Co tam, młody? –
Nie lubił, jak go tak nazywałam. I właśnie dlatego to robiłam, bo się
denerwował, ale nigdy tak naprawdę nie był na mnie zły.
- A nic, czekam na
Ciebie. To kiedy i gdzie idziemy?
- Hola hola.
Głodna jestem, więc daj mi chwilę. Dopiero wróciłam. – Powiedziałam z
uśmiechem.
- Ktoś powiedział,
że jest głodny? – Dobiegł nas z kuchni głos mamy. – To zapraszam.
Widocznie mama dziś wcześniej
skończyła, skoro zdążyła zrobić obiad. Było to spaghetti! Uwielbiałam je.
Usiedliśmy we trójkę przy stole i zabraliśmy się do jedzenia. Taty oczywiście
nie było, bo zawsze późno wracał. A przynajmniej do rzadkości należało, gdy
wracał na ciepłą kolację.
Wszystko zniknęło w mgnieniu oka,
więc zabrałam się do siebie, aby się przebrać. Nagle rozległo się pukanie.
Pospiesznie założyłam koszulkę i poprosiłam osobę za drzwiami, aby weszła.
- Const, gotowa? –
Wszedł Nate.
- Nie mówiłam Ci,
ale nie będziemy chodzili sami. – Powiedziałam z uśmiechem. – Więc musimy
chwilę poczekać, aż się zjawi.
- A z kim? – Nate
wyraźnie był zdziwiony, ale w tym momencie usłyszałam na dole dzwonek, więc
pewnie to była Vee.
- Poczekaj tu. –
Powiedziałam do brata, a sama zeszłam na dół, gdy mama właśnie otwierała drzwi.
Nie myliłam się, to była Vee.
- Chodź na górę. –
Powiedziałam, a przyjaciółka poszła za mną. Najpierw do pokoju weszłam ja,
a Vee poprosiłam aby chwilkę poczekała.
a Vee poprosiłam aby chwilkę poczekała.
- Nate, byłeś
ciekawy, z kim będziemy chodzili dziś. Oto ta osoba. – I w tym momencie do
pokoju weszła Vee, a na twarzy Nate’a pojawił się szeroki uśmiech.
- Vee! – Krzyknął
i podbiegł aby się przytulić.
- Cześć urwisie,
dawno się nie widzieliśmy, prawda? - Mój brat tylko pokiwał głową. – No to co
zbieramy się, co? – Zapytała Vee.
- Dopiero
przyszłaś, nie chcesz chwilę posiedzieć?
- Nie, no coś Ty.
Właśnie po to chciałam wyjść, aby uniknąć zamknięcie w czterech ścianach. Bez
urazy, Const, kiedy indziej posiedzimy, ale nie dziś.
- No jasne. To
idziemy.
I wyszliśmy. Vee miała plan, gdzie,
ale nie chciała nam go dokładnie zdradzać, więc szliśmy za nią, co chwilę z
Nate’em oglądając się na siebie.
- Chyba ma dobry
humor. – Powiedział do mnie szeptem Nate.
- Chyba tak. – I
ja odpowiedziałam tak samo, a chwilę potem oboje wybuchliśmy śmiechem, a Vee
obróciła się, spojrzała na nas, ale nie wiedziała o co chodzi i szła dalej.
- Możemy wiedzieć,
gdzie idziemy? I dlaczego się nie odzywasz? – Zapytałam Vee dalej uśmiechając się.
- Nie bój się,
niedługo będziesz miała dość mojej gadaniny. – Odpowiedziała sympatycznym
głosem. – Zaraz się wszystkiego dowiecie.
- Znów coś
ciekawego się dzieje w mieście, a ja o tym nie wiem?
- Const, ty nigdy
o niczym nie wiesz.
- Fakt.
- Ale zaraz się
dowiesz. – Powiedziała zagadkowo Vee. Weszliśmy do parku, w którym zatrzymałam
się poprzedniego wieczora, ale nie był już taki sam. Było u kolorowo, a wokół
było dużo ludzi.
- Zorganizowano
wesołe miasteczko! – Krzyknął radośnie Nate.
________________________________________________________
Czyta ktoś to? Bo nie wiem czy jest sens publikować. :/
Do przeczytania! xx
Opowiadanie jest genialne jak na 6 rozdziałów, bardzo zaciekawiło mnie życie Const, fajny pomysł z tymi karteczkami, tylko ciekawe czy M się nie rozczaruje jak się dowie kto to?
OdpowiedzUsuńDo następnego!
Bardzo podoba mi się ten blog <3 Czytam <3
OdpowiedzUsuń