piątek, 8 sierpnia 2014

Chapter 6

- Const! – Po raz kolejny powtórzyła moje imię Vee. – Co się z Tobą dzieje?
- Nic… - Odpowiedziałam lekko zmieszana. – Po prostu… zamyśliłam się.
- Ciekawe o czym. – Vee skubnęła kawałek sałatki, którą zamówiła na lunch. Lubiła sałatki,
a z kurczakiem wręcz ubóstwiała.
            Siedziałyśmy razem w kafeterii mieszczącej się w Randze, czyli tam, gdzie zazwyczaj jadłyśmy lunch. Jedzenie było tu dobre, a czasem zdarzało się, że nawet bardzo dobre. A może po prostu się przyzwyczaiłam i mi dlatego smakowało? Choć zawsze starałam się brać co innego. Takie małe urozmaicenia, na które mogłam sobie pozwolić.
- Oj Vee.. powiedz lepiej, co tam między Tobą, a tym przystojniakiem? – Spróbowałam odwrócić jej uwagę ode mnie, bo podejrzanym wzrokiem przeszywała mnie na wskroś. Aż miałam ciarki.
- Co? – Prawie zakrztusiła się, więc szybko poklepałam ją po plecach, aby jej pomóc. Widać albo ją zaskoczyłam mocno, albo się aż tak zmieszała. Ale chyba to drugie, bo zauważyłam, jak na twarz Vee wypływa siarczysty rumieniec, który ewidentnie próbowała ukryć poprawiając włosy. Bingo!
- Vee, nie udawaj. – Gdy Vee doszła do siebie, znów chciałam powrócić do tematu. A przynajmniej próbowałam. – Widziałam Ciebie i Wrena wczoraj podczas lunch’u! Nie zwracaliście na mnie nawet uwagi, kochana.
- Wren? – Zapytała. - To nie tak! – Broniła się. – Po prostu znaleźliśmy wspólny temat, a Ty się nie odzywałaś. I zwracaliśmy na Ciebie uwagę. – Dodała, choć chciała chyba przekonać bardziej siebie niż mnie. A przynajmniej tak to odebrałam.
- Jasne… - Powiedziałam, przeciągając wyraz najbardziej, jak się da, a do tego mając na twarzy tajemniczy uśmieszek.
- Dobra, Const. Koniec tematu. Zaraz koniec przerwy.
- Ha! Zdaje mi się, czy właśnie przyznałaś mi rację? – Nie dawałam za wygraną. – To jak jest?
- Const… Wren to fajny, przystojny, miły kolega, ale wciąż tylko kolega. Naprawdę. – Wydawało się, że mówi szczerze, ale nie byłam w 100% pewna. Za jakiś czas się okaże.
- Cóż… powiedzmy, że Ci wierzę.
            I na tym się skończyło. Do końca lunch’u nie poruszałyśmy już tego tematu, a gdy dobiegł końc, wróciłyśmy do pracy.
M. jak zwykle siedział przy swoim biurku, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Czyli nawet mnie nie podejrzewał. A może te liściki to tylko taki ciekawy akcent dla niego, ale nic szczególnego? Prawdopodobnie on miał właśnie takie podejście do tego. I ja też powinnam.
- Constance Lanigan oraz Hunter Gray – Usłyszałam jak M. pod nosem znów poprawiał osobę wzywającą. Hunter M. Gray - proszeni do gabinetu Zaradcy, Nadine Price. –  Zaradcę nieoficjalnie zawsze nazywano panią Prezes, ale prawdziwa nazwa jej stanowiska to Zaradca Poziomu 4 Rangi Aravady. Ale komu by się chciało tak długo mówić? Właśnie.
            Wstałam, M. zrobił to samo i udał się do gabinetu. Idąc delikatnie przygładziłam spódnicę, czy aby nigdzie nie zagięła się poważnie i czy aby na pewno dobrze wyglądam. Musiałam wyglądać elegancko, tak jak tego oczekiwano.
- Dziękuję, że przyszliście. – A czy mieliśmy wybór? – Będę starała się nie przedłużać, więc. Constance, przygotowałaś wnioski wszystkim 12-latkom w Aravadzie?
- Tak, Zaradco. – Kiwnęła głową.
- Dobrze. Więc teraz oboje macie za zadanie przekazać je odpowiednim osobom. Pojedziecie do Szkół, dacie dokument z imieniem i nazwiskiem odpowiedniemu dziecku, i oczywiście niech pokwitują, że odebrali. Constance, wiesz na czym to polega, prawda?
- Tak, oczywiście. – Odpowiedziałam pewnym głosem.
- To świetnie, wyjaśnisz wszystko panu Greyowi.
- Zaradco… mamy to zrobić sami, we dwoje? – Niepewnie zapytałam. Dotychczas robiłam to dwa razy, ale ze starszym pracownikiem, który pomagał mi się przygotowywać. Ja tylko obserwowałam.
- Tak, we dwoje. – Odpowiedziała Prezes zdziwionym głosem. - Panno Lanigan, dlaczego jest pani zdziwiona?
- Przepraszam. – Zmieszałam się. – Ale zawsze młodzi wychodzili na takie zadania z nadzorem, więc myślałam, ze i tym razem tak będzie.
- I jest. – Spokojny głos Prezes sprawiał, że miałam gęsią skórkę. – Tylko, że tym razem to Ty będziesz nadzorującym. – Zdziwiłam się, ale M. chyba także, bo spojrzał na mnie niepewnie. Przyglądał się, oceniając mnie. Nie przypadło mi to do gustu. – Za chwilę będziesz dorosła, więc oficjalnie będziesz miała takie prawo. Ale ja zdecydowałam, ze dam Ci je już teraz. Przez lata przygotowywałaś się do tej funkcji, więc dobrze wiesz, co i jak. A teraz przekażesz część tej wiedzy panu Grey’owi. Czy to już jasne?
- Tak. Mamy jakiś określony czas, do kiedy mamy to zrobić? – Tym razem mój głos był pewny i nie zadrżał. Nie pokażę M. że jestem słaba. O nie, nie.
- Tym razem powiadomiłam Was wcześniej, niż zwykle, więc macie tydzień. – Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam. – Jeszcze jakieś pytania? – Oboje z M. spojrzeliśmy na siebie, ale nikt się nie odezwał. – Więc wracajcie do siebie.
            Tak też zrobiliśmy. Od razu wzięłam się do roboty, bo musiałam wszystko dokładnie zaplanować. W Aravadzie jest 5 Szkół, które muszę, poprawka – musimy, odwiedzić. Zrobiłam plan, jakiego dnia i jakiej godziny którą odwiedzimy. Teraz było trzeba ich powiadomić.
- Ekhem… - Usłyszałam nad sobą chrząknięcie. -  Chyba oboje mięliśmy się tym zajmować. – Powiedział stojące przede mną M.
- No tak. – Tylko tyle zdołałam powiedzieć i zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, co mogę mu powierzyć. Nie lubiłam dzielić z kimś obowiązków. Wolałam po prostu zrobić to sama, bo wiem, że jest wtedy tak zrobione, jak chciałam.
- Co mam robić?
- Wiesz co… trzeba powiadomić Szkoły, że przybędziemy. – Podałam mu małą rozpiskę, którą nabazgrałam na pogniecionej kartce. Spojrzał na mnie, potem na kartkę, a ja wzruszyłam ramionami.
- Dobrze. – I odszedł do siebie. – A skąd mam wziąć numery? – Zapytał jeszcze.
- W komputerze masz książkę telefoniczną. Tam wszystko znajdziesz. – Powiedziałam i poszłam po pierwszą część plików, aby mieć je gotowe na jutro. Było ich sporo. Musiałam jeszcze raz posprawdzać, czy wszystko jest, a potem spakować.
             Na koniec dnia wszystko miałam, przygotowane. M. sporo czasu zajęło samo znalezienie numerów, więc do ostatniej Szkoły zadzwonił chwile przed 16. Ale się wyrobił.
- Jutro zaczynamy od rana, więc przyjdź punktualnie. – Zwróciła się do M.
- Zawsze jestem punktualnie. – Jego głos był chłodny, co nie było przyjemne.
- Tak, ale mówię na wszelki wypadek. – Kiwnął głową.
- Coś jeszcze trzeba dziś zrobić?
- Nie, na dziś koniec. Wszystko jest na jutro gotowe, więc jak tylko przyjdziemy możemy zabrać rzeczy i jechać. – Odpowiedziałam.
- To dobrze. – I wyszedł. Dobiegła 16, więc wszyscy mogli udać się do domów. Ja też założyłam płaszcz. M. jeszcze wrócił na chwilę, wziął jakieś kartki i znów pośpiesznie odszedł, gdzie czekali na niego inni i wyszli razem.
            Ja też miałam wyjść, ale zerknęłam jeszcze na biurko M., aby zabrać rozpiskę Szkół, której nie raczył mi oddać, a to chyba lepiej, abym to ja ją miała. Nie mogłam jej znaleźć i przestraszyłam się, że ją wyrzucił, ale chwile potem wpadła w moje ręce. Oraz druga karteczka.
            Nieznajoma.
            Ty uważasz, że tak będzie lepiej, ale ja i tak nalegam, aby poznać kim jesteś.
            A do urodzin… formalnie rzecz biorąc, to już mam 17 lat. Ale czekam do oficjalnego potwierdzenia tego, a wtedy zacznie się życie. Nie mogę się doczekać, aż opuszczę Aravadę i wyjadę
w Unicję. Gdzie mnie przydzielą, nie wiem. Ale to nie ważne. Zacznie się życie napędzane adrenaliną, a ja to lubię. I będę mógł bronić granic, a tego zawsze chciałem. Dlatego starałem się dostać do Obrońców.
            Czemu ciągle pytasz o mnie? Opowiedz coś o sobie, bo jestem ciekaw.
M.
            Kolejna karteczka. Usiadłam, aby odpisać, choć nie wiedziałam co. Znów zostawałam, gdy nikogo już prawie nie było. Chciałam szybko wrócić do domu, bo obiecałam Nate’owi, że gdzieś się
z nim wybiorę, więc starałam się szybko coś napisać.
            M.
            Zdania nie zmienię. Lepiej jest jak jest. :)
            O mnie… co by tu powiedzieć, aby nie zdradzić, kim jestem. Jestem wysoka brunetką
(W Randze było wiele wysokich brunetek, więc to dość ogólnikowy opis.)
            Mam młodszego brata, jeśli Cię to interesuje. No i nie należę do Obrońców, ale to chyba oczywiste. Codziennie Cię widzę i czasami obserwuję, ale nie martw się. Tylko czasami. :) Przecież mam też swoje zadania.
            Lubisz tajemnice? Jeśli tak, to chyba nie przeszkadza Ci ta.
Nieznajoma
            Ugh… Nie byłam zbyt pomysłowa, co mogłabym napisać, no i zostawiłam to. Chciałam tylko podtrzymać konwersację. Wstałam i schowałam karteczkę w stałym miejscu.
- Const! – Usłyszałam głos Vee. – Jeszcze jesteś?
- Tak, ale już wychodzę. A coś się stało?
- Nie. Tak tylko, masz może ochotę gdzieś wyjść? Nie chce mi się siedzieć w domu samej, a ostatnio było fajnie, więc pomyślałam, że może też masz ochotę poszwę dać się po Aravadzie? – Mówiąc to przybrała minę zbitego psa, że nie dało się jej odmówić, choćbyś chciał.
- Vee, obiecałam Nate’owi, że się dziś z nim gdzieś wybiorę.
- O, to fajnie. Mogę się dołączyć?
- Jeśli chcesz, to pewnie. Będzie fajniej. – Powiedziałam z uśmiechem.
- To wpadnę do Was, jeśli mogę, za jakieś 1,5 godzinki. Może być?
- Dobrze, powiem Nate’owi, że nie będziemy sami. Na pewno się ucieszy, bo dawno się z Tobą nie widział, a wiesz, jak Cię lubił.
- Tak, pamiętam. – Powiedziała ze śmiechem. Nate faktycznie bardzo lubił Vee. Ale z drugiej strony, kto jej nie lubił? – No to co, wychodzimy? Dziwnie się czuję tutaj, jak nikogo nie ma. – Udała ciarki, aby poprzeć swoje słowa.
- Oj Vee… chodźmy.
            Na dole się rozdzieliłyśmy, bo Vee nie wracała od razu do domu, a miała coś jeszcze do załatwienia. Ja natomiast nic nie miałam, więc poszłam na kolej, aby wrócić do siebie.
            Od progu przywitał mnie Nate, co nie zdarzało się często.
- Co tam, młody? – Nie lubił, jak go tak nazywałam. I właśnie dlatego to robiłam, bo się denerwował, ale nigdy tak naprawdę nie był na mnie zły.
- A nic, czekam na Ciebie. To kiedy i gdzie idziemy?
- Hola hola. Głodna jestem, więc daj mi chwilę. Dopiero wróciłam. – Powiedziałam z uśmiechem.
- Ktoś powiedział, że jest głodny? – Dobiegł nas z kuchni głos mamy. – To zapraszam.
            Widocznie mama dziś wcześniej skończyła, skoro zdążyła zrobić obiad. Było to spaghetti! Uwielbiałam je. Usiedliśmy we trójkę przy stole i zabraliśmy się do jedzenia. Taty oczywiście nie było, bo zawsze późno wracał. A przynajmniej do rzadkości należało, gdy wracał na ciepłą kolację.
            Wszystko zniknęło w mgnieniu oka, więc zabrałam się do siebie, aby się przebrać. Nagle rozległo się pukanie. Pospiesznie założyłam koszulkę i poprosiłam osobę za drzwiami, aby weszła.
- Const, gotowa? – Wszedł Nate.
- Nie mówiłam Ci, ale nie będziemy chodzili sami. – Powiedziałam z uśmiechem. – Więc musimy chwilę poczekać, aż się zjawi.
- A z kim? – Nate wyraźnie był zdziwiony, ale w tym momencie usłyszałam na dole dzwonek, więc pewnie to była Vee.
- Poczekaj tu. – Powiedziałam do brata, a sama zeszłam na dół, gdy mama właśnie otwierała drzwi. Nie myliłam się, to była Vee.
- Chodź na górę. – Powiedziałam, a przyjaciółka poszła za mną. Najpierw do pokoju weszłam ja,
a Vee poprosiłam aby chwilkę poczekała.
- Nate, byłeś ciekawy, z kim będziemy chodzili dziś. Oto ta osoba. – I w tym momencie do pokoju weszła Vee, a na twarzy Nate’a pojawił się szeroki uśmiech.
- Vee! – Krzyknął i podbiegł aby się przytulić.
- Cześć urwisie, dawno się nie widzieliśmy, prawda? - Mój brat tylko pokiwał głową. – No to co zbieramy się, co? – Zapytała Vee.
- Dopiero przyszłaś, nie chcesz chwilę posiedzieć?
- Nie, no coś Ty. Właśnie po to chciałam wyjść, aby uniknąć zamknięcie w czterech ścianach. Bez urazy, Const, kiedy indziej posiedzimy, ale nie dziś.
- No jasne. To idziemy.
            I wyszliśmy. Vee miała plan, gdzie, ale nie chciała nam go dokładnie zdradzać, więc szliśmy za nią, co chwilę z Nate’em oglądając się na siebie.
- Chyba ma dobry humor. – Powiedział do mnie szeptem Nate.
- Chyba tak. – I ja odpowiedziałam tak samo, a chwilę potem oboje wybuchliśmy śmiechem, a Vee obróciła się, spojrzała na nas, ale nie wiedziała o co chodzi i szła dalej.
- Możemy wiedzieć, gdzie idziemy? I dlaczego się nie odzywasz? – Zapytałam Vee dalej uśmiechając się.
- Nie bój się, niedługo będziesz miała dość mojej gadaniny. – Odpowiedziała sympatycznym głosem. – Zaraz się wszystkiego dowiecie.
- Znów coś ciekawego się dzieje w mieście, a ja o tym nie wiem?
- Const, ty nigdy o niczym nie wiesz.
- Fakt.
- Ale zaraz się dowiesz. – Powiedziała zagadkowo Vee. Weszliśmy do parku, w którym zatrzymałam się poprzedniego wieczora, ale nie był już taki sam. Było u kolorowo, a wokół było dużo ludzi.

- Zorganizowano wesołe miasteczko! – Krzyknął radośnie Nate.

________________________________________________________
Czyta ktoś to? Bo nie wiem czy jest sens publikować. :/
Do przeczytania! xx

2 komentarze:

  1. Opowiadanie jest genialne jak na 6 rozdziałów, bardzo zaciekawiło mnie życie Const, fajny pomysł z tymi karteczkami, tylko ciekawe czy M się nie rozczaruje jak się dowie kto to?
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się ten blog <3 Czytam <3

    OdpowiedzUsuń