piątek, 22 sierpnia 2014

Chapter 8

Jeszcze nigdy nie miałam takiej sytuacji! W połowie trasy zepsuła się kolej, więc wszyscy musieli ją opuścić do czasu przyjazdu osób odpowiedzialnych za jej naprawę. Jednak to oznaczało, że resztę drogi do Rangi musiałam pokonać pieszo. A z kondycją u mnie nie za różowo, ale cóż, musiałam się sprężać, bo spóźnić się nie mogłam za żadne skarby. Jeszcze 8 minut i 1 km. Zdążę. Muszę.
            Mijałam ludzi, którzy w przeciwieństwie do mnie, nie śpieszyli się tak bardzo, bo szli najspokojniej, jak się dało trzymając w ręku kubek Latte, która miała za zadanie pobudzić ich tej doby.
            Do Rangi wpadłam jak burza, aż wszyscy na dole się za mną oglądali. A może to dlatego, że biegłam na boso? Bo to chyba niecodzienny widok, że ktoś w tak poważnej instytucji śmie zakłócać spokój biegając na bosaka, a w dodatku dysząc tak, że brzmiał jak słoń. Coś tu było nie tak, a jak to ludzie, którzy ciekawość mają uwarunkowaną genetycznie, to się przyglądali. Ja jednak nie miałam czasu by zwracać na to uwagę.
- Uuu, spokojnie księżniczko. – Powiedział do mnie Wren, na którego o mało nie wpadłam wybiegając z windy.
- Nie mam czasu na spokój! – Odparłam mijając go. Odwróciłam się jeszcze i posłałam mu najszerszy uśmiech, na jaki było mnie stać. Chciałam mu jakoś zrekompensować to szybkie ‘powitanie’ no i w końcu humor mi dopisywał, więc czemu miałam oszczędzać na uśmiechach, które nic nie kosztują? Przy swoim biurku znalazłam się 2 minuty przed czasem, a to oznaczało, że śmiało mogłam powiedzieć, że pobiłam swój rekord w bieganiu. Położyłam na biurku torebkę, której już nie dałam rady trzymać. Byłam trochę opadła z sił, ale z pewnością po kilku minutach naładuję akumulatory.
- Dzień dobry Constance. – Dopiero po chwili zorientowałam się, że M. już był przy swoim stanowisku. Nawet go nie zauważyłam, co było trochę dziwne, biorąc pod uwagę jak śledziłąm jego poczynania w ciągu kilku ostatnich dni.
- O, cześć. – Odpowiedziałam nadal mając na ustach szeroki uśmiech.
- Dlaczego… trzymasz buty w ręku? – Zapytał niepewnie przyglądając mi się, a ja dopiero teraz sobie przypomniałam, że nadal stałam boso.
- Długa historia… - Powiedziałam zmieszana lekko i od razu założyłam pantofle, a po chwili usiadłam na fotelu, który w tym momencie wydawał mi się najwygodniejszy na świecie. M. jeszcze przed moment przyglądał się mi, ale po chwili wrócił do swojego zajęcia. Wydawało mi się, czy lekko uśmiechnął się?
            Zdjęłam płaszcz, wzięłam terminarz, w którym zapisywałam sobie wszystkie pozycje do zrobienia i zaczęłam go przeglądać. Zadanie na dziś – przygotować się na jutrzejszy dzień, czyli drugi dzień odwiedzin w szkole. Super.
            Odłożyłam notes, a wtedy przez przypadek coś spadło z mojego biurka. Wychyliłam się i to podniosłam. Czy to był papierowy kwiatek?
- Uhuhu nie wiedziałam, że masz takie zdolności manualne. – Aż podskoczyłam.
- Vee! Mówiłam Ci tyle razy, nie skradaj się tak.
- Ja się przecież nie skradam. To Ty jesteś jakaś taka płochliwa, że tak łatwo Cię przestraszyć.
- Tak już mam. – Chciałam uciąć ten temat, który zawsze kończył się tak samo. – A kwiatka nie zrobiłam ja tylko go znalazłam na biurku. A właściwe pod, bo znalazłam dopiero jak mi spadł.
- Czyżbyś miała jakiegoś cichego wielbiciela?
- Vee, nie kpij. – Prędzej bym była skłonna uwierzyć, że to może Simon wieczorem sprzątał biuro i chciał mi poprawić humor i go zostawił. Albo przez przypadek,
a nie ze względu na mnie. Wszystko z nim było możliwe. – No ale co Cię tu sprowadza?
- A nic, szłam do Jerrego, bo mam do niego sprawę, a że jesteś po drodze to wpadłam. Nie cieszysz się?
- Oczywiście, że się cieszę. – Powiedziałam nadal bawiąc się kwiatkiem.
- Nie masz pojęcia, kto go zostawił?
- Nie. – Ale nadal próbowałam wymyśleć, kto to może być. Niestety – kandydatów brak.
- Niech zgadnę: A teraz cały dzień będziesz o tym myśleć?
- Jakbyś mnie nie znała. – Siliłam się na odrobinę ironicznego tonu, ale nie jestem pewna czy mi wyszło.
- Razem z Wrenem wychodzimy dziś na lunch poza Rangę. Przyłączysz się?
- Nie wiem, czy nie będę Wam wadzić. – Posłałam jej szeroki uśmiech, ale chyba jej nie było do śmiechu.
- Const! Znowu zaczynasz?
- Oj Vee, nie obrażaj się. Ja po prostu lubię Cię denerwować. A ten temat szczególnie się w tym sprawdza. A co do lunch’u to dziękuję, ale zostanę tutaj.
- Ale to był pomysł Wrena abyś z nami poszła. – Czyżby Vee chciała mnie przekonać właśnie tym? Miałam sporo do zrobienia jeszcze, więc nie chciałam opuszczać Rangi. A poza tym byłam pewna, że do końca dnia będę jeszcze odczuwać skutki dzisiejszego małego biegu.
- Skoro to był pomysł Wrena, czyli Ty mnie nie chcesz tam? Spoko, i tak miałam zostać.
- Const, oczywiście, że chcę. Co Ty się dzisiaj tak uczepiłaś Wrena?
- A tak jakoś, mam dobry humor.
- Właśnie widzę. Opowiesz mi o tym dziś wieczorem i nie ma zmiłuj się! A co do lunch’u to jeszcze się zastanów. I jak zmienisz zdanie to wiesz, gdzie nas szukać.
- Wiem wiem… - Vee poszła dalej. A ja? Sama już nie wiedziałam, czym mam się zająć. W końcu padło na zrobienie listy uczniów szkoły, którą miałam jutro odwiedzić. Nie było to zbyt wymagające zajęcie, ale i tak było do zrobienia konieczne.
            Bawienie się danymi w systemie zawsze sprawiało mi przyjemność. Po prostu lubiłam to robić. W końcu weszłam też na swój profil w Systemie. Było tak chyba dosłownie wszystko, zaczynając od koloru oczu, włosów kończąc na drzewie genealogicznym rozbudowanym 5 pokoleń wstecz. Widać nieźle musieli tego wszystkiego pilnować. Pewnie aby nie dobrać do siebie osób spokrewnionych. Gdy zaspokoiłam ciekawość, wróciłam do robienia listy. Szło oczywiście gładko
i bezproblemowo, ale do czasu…
- No bez żartów… - Mruknęłam do siebie. System chyba się na mnie uwziął i odmówił mi posłuszeństwa. Niechcący stuknęłam o biurko. – No nie!
- Coś nie tak? – Zaciekawił się M. Jeszcze tego brakuje, aby zobaczył, że jestem dziś taka nieudolna. A było tak miło. No może oprócz tego wypadku z koleją.
- System się chyba na mnie obraził, bo nie chce współpracować. – Wyjaśniłam z rezygnacją. M. natomiast wstał i podszedł. Stanął za mną i pochylił się nad urządzeniem obsługującym cały system. Był tak blisko mnie, a jednocześnie tak daleko. Szczerze mówiąc to gdybym chciała, to gdybym przesunęła się odrobinę w prawo to dotknęłabym jego policzka swoim. Const! O czym Ty myślisz, przestań! W myślach wylałam na siebie kubeł zimnej wody. Trzeba się jakoś uspokoić, ale chyba na moje dość szybko galopujące serce to to chyba nie pomoże. Wszystko przez ten wczorajszy upadek ze schodów i małe 'leżakowanie' na Hunterze. Tylko bez skojarzeń... ale przecież to ja tylko mam te skojarzenia. Kurcze.
            M. tymczasem zdołał już przedrzeć się przez zapory tego urządzenia i starał się naprawić jakiś błąd. Ani się obejrzałam, a wszystko było gotowe.
- Widzisz, nie taki diabeł straszny, jak go malują. – Hunter znalazł się niebezpiecznie blisko mojego ucha. A to, jak wiadomo, nie działa dobrze dla mojego serca, które i tak chyba przebiegło dzisiaj wystarczająco długi maraton. – A wracając do Twojego pytania… tak, lubię tajemnice. – Gdy wyszeptał to do mojego ucha, moje serce omal nie zrobiło salta. Omal, bo chyba zamiast tego stanęło.
- Ale ja… ja nie zadałam… Ci takiego pytania. – Odwróciłam głowę, patrząc teraz prosto w te dwa, głębokie oceany i siliłam się, aby mój głos nie drżał. I chyba mi się udało. Jednak mimo wszystko i ja mówiłam szeptem.
- Zadałaś… Nie pamiętasz? – Uśmiechną się zagadkowo, a ja w tym momencie sobie przypomniałam. On wie. Rozpadłam się na milion kawałków, aby sekundę później zebrać się w całość. Nie sądziłam, że ta chwila będzie tak wyglądać. Właściwie to nie sądziłam, że ta chwila w ogóle kiedykolwiek będzie miała miejsce. Ale czy aby na pewno? Czy może sobie tak tylko wmawiam, a tak naprawdę, gdzieś w sobie, miałam nadzieję, ze to się stanie? Sama już nie wiem.
- Ale skąd… - Próbowałam zapytać.
- Skąd? – Hunter znów się uśmiechnął. – Pamiętasz moment, gdy wczoraj na mnie leżałaś? – Czułam, że zawitał mój stary znajomy, rumieniec. Nic nie odpowiedziałam tylko starałam się odwrócić wzrok. Hunter natomiast nadal pochylał się za mną i szeptał mi do ucha, aby nikt więcej nie słyszał tej rozmowy. To miała być nasza i tylko nasza tajemnica. Jedynie kiwnęłam głową na znak, że pamiętam wczorajszą sytuację. – Więc poczułem wtedy Twoje perfumy… zapach, który skądś kojarzyłem…
A był to bardzo specyficzny zapach. Piękny, słodki, a zarazem bardzo rzadki. – Słuchałam chyba jak zahipnotyzowana. – A więc taki zapach czułem tylko raz. Pachniały tak Twoje liściki. – Znów kątem oka zobaczyłam jego uśmiech. Czyż się nie mylę?
- Ja…
- Nic nie mów. Na razie o tym nie rozmawiajmy. – Poczułam delikatne muśnięcie na policzku. Całus. A może tylko mi się wydawało? Sama już nie wiem. W każdym razie było to tak delikatne, jak muśnięcie motyla. Ledwo wyczuwalne, ale i tak znaczące. Potem Hunter szybko się wyprostował
i poszedł do siebie. Jedynie się jeszcze obrócił i na mnie spojrzał, ale ja na niego nie, bo byłam zbyt pochłonięta swoimi myślami.
            Do końca dnia nie mogłam się już skupić. Nawet szczególnie nie pamiętasz rzeczy, które robiłaś. To były mgliste wspomnienia, urywki. Po prostu nie zwracałam na nic uwagi. Robiłam wszystko automatycznie, więc mój mózg tego nie rejestrował, zwłaszcza, gdy miał ciekawszy temat, którym się zajmował.
            Gdy wybiła 16, również już automatycznie,  zebrałam się aby wyjść. Na M. nie starałam się nawet spojrzeć. Po prostu nie mogłam mimo iż myślałam o tym wszystkim. Szybko domyślił się, że to byłam ja. A może to właśnie moja wina? Może jakoś mu to ułatwiłam? Nie wiem już sama. Nie mogę uwierzyć, że to tylko przez ten zapach. Co prawda, zgodzę się z tym, że są wyjątkowe. Moja mama sama je robi. To jej takie hobby, że miesza różne zapachy i składniki i wychodzą czasami takie cuda. Sama też się zaczęłam tego uczyć, ale niestety nie mam takiego talentu do tego.
- Const… - Zatrzymał mnie głos Huntera. A jednak. Cofnęłam się i stanęłam przed nim błądząc wzrokiem wszędzie dookoła, tylko nie w miejscu, gdzie chyba powinnam.
- Tak?
- Mam nadzieję… że rozpatrzysz moją prośbę o opowiedzenie mi trochę o sobie. Pomyślałem…
- To nie jesteś zły?
- Za co? – Hunter chyba był lekko zbity z tropu.
- No wiesz… tylko nie myśl, że chciałam sobie pożartować z Ciebie. Bo to nie tak…
- Spokojnie, wierzę. – Hunter uśmiechną się, a mi znów zakołatało mocniej serce. – Więc wracając… - M. zrobił krok w moją stronę. – Że to było może krótkie, ale ciekawe. – I następny krok. – więc…
- Nie pamiętasz, że… - Odwróciłam wzrok.- o zasadach.
- Przedtem Ci nie przeszkadzały.
- No tak…
- No to niech teraz… to będzie nasza tajemnica. Chcę Cię poznać. Chcę poznać osobę, która zadała sobie trud i po prostu chciała mnie poznać. I osobę, którą powinienem pamiętać ze szkoły, ale jakimś cudem umknęłaś mi, a raczej nie powinnaś. - Lekko wzruszył ramionami. - Więc co w tym złego, że teraz ja chcę Cię poznać.
- Tak naprawdę nadal Cię nie poznałam. Nie znam Cię, jesteś mi obcy. – Sprostowałam.
- I nie kusi Cie ani troszeczkę aby poznać? I dokończyć to, co zaczęłaś?
- Co masz na myśli? – Zapytałam.
- Sam nie wiem. – Kolejne wzruszenie ramionami. – Ale przemyślmy to. Pomyśl, czy chcesz to przerwać, czy nie. Bo mi się to podoba. – Znów się uśmiechnął. – Miłego wieczoru. A i mam nadzieję, że kwiatek się spodobał.
            Uśmiechnęłam się i wyszłam. A gdy wróciłam do domu cały czas się zastanawiałam nad słowami M. Czy chciałam to skończyć? Nie. Czy było jakieś ryzyko? Zdecydowanie. Nadine Price jasno określiła zasady. Może nie powiedziała co spotka osoby, które złamią ten zakaz, ale na pewno nie będzie to nic przyjemnego. Ale czy było to warte ryzyka? Chyba tak.
- Const? – Do mojego pokoju wszedł Nate. – Mogę wejść?
- Pewnie. Jak tam minął Ci dzień? – Powiedział kładąc się obok mnie na łóżku.
- A… powiem, że trochę obfitujący w niespodzianki. – Powiedziałam i się w końcu uśmiechnęłam.
- Jesteś szczęśliwa.
- To pytanie?
- Nie. Ja to widzę. – Poczochrałam brata po włosach.
- Ty nie za dużo widzisz?
- Nie, wystarczająco. – Nate dał mi buziaka i szybko uciekł, nim zdołałam również mu dać całusa. –
A i na dole czeka na Ciebie Vee.

- Czemu nie mówiłeś od razu! Kompletnie zapomniałam. – I szybko zbiegłam na dół, a potem wybyłam z Vee na dwór. Zapowiadał się miły wieczór, bo chyba nic nie mogło zepsu ć dzisiejszego dnia.
                              ____________________________________________
Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z rozdziału. Wiem, że mistrzostwo to nie jest, ale chodzi i rozwój histori, prawda? ;) Jestem pod wrażeniem, że tak często jest odwiedzany mój blog i bardzo dziękuję. 
Miłego ostatniego (niestety :( ) tygodnia wakacji.
( Jak poprzedniu, ale z małą zmianą - aby mówić o następnym rozdziale, chciałabym poznać opinię Waszą w 5 komentarzach (mam nadzieję, ze tyle osób czyta to regularnie), a jak warunek zostanie spełniony - w piątek będzie następny rozdział)
Do przeczytania! :)
ily _love_storyyy

7 komentarzy:

  1. Coś czuje że znajomość M. i Const rozwinie się w dość ciekawym kierunku :) Czekam na więcej i pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
  2. Szykuje się dreszcze emocji nie mogę się doczekać następnego :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuuu romans się szykuje ;D Tylko nie dodawaj kota do tego romansu, hehehe

    OdpowiedzUsuń
  4. Czemu dopiero w piąteek :( Umrę :D
    Gdy czytałam, to ciagle się uśmeichałam:D Kurcze! R-O-M-A-N-S :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezłe ... kurczę naprawdę dobre to jest !

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszy raz czytam Twojego bloga, ale coś czuję, że będę wpadała częściej, za bardzo nie rozumiem jeszcze tego opowiadania, ale to przez to, że to pierwszy rozdział który czytam :) Bardzo mi się podoba! W wolnej chwili zapraszam do mnie:
    undertheveilofinnocence.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. [SPAM]
    Zapraszam do nowego Katalogu z opowiadaniami. http://k-a-t-a-l-o-g-n-i-k-i.blogspot.com/. Zgłoś się już teraz i zdobądź popularność w blogowym świecie.
    Nika

    OdpowiedzUsuń