Nie. Nie zdążyłam. Ale przecież
karteczka nie była podpisana, więc nie musi się dowiedzieć, że to ja, prawda?
Jak gdyby nigdy nic, spokojnym krokiem podeszłam do swojego stanowiska.
W rzeczywistości moje serce było na skraju wyczerpania, gdyż pędziło jak oszalałe. M. zdawał się nawet nie zauważyć mojej obecności, co pomogło mi się odrobinę opanować. Postanowiłam, że i ja nie będę zwracać na niego najmniejszej uwagi. Ale to były tylko puste postanowienia, których nie dałam rady dotrzymać. Starałam się, ale nie potrafiłam, co owocowało tym, że z ukrycia, jakby niechcący, co jakiś czas zerkałam w stronę chłopaka, przypominając sobie okres sprzed kilku lat.
W rzeczywistości moje serce było na skraju wyczerpania, gdyż pędziło jak oszalałe. M. zdawał się nawet nie zauważyć mojej obecności, co pomogło mi się odrobinę opanować. Postanowiłam, że i ja nie będę zwracać na niego najmniejszej uwagi. Ale to były tylko puste postanowienia, których nie dałam rady dotrzymać. Starałam się, ale nie potrafiłam, co owocowało tym, że z ukrycia, jakby niechcący, co jakiś czas zerkałam w stronę chłopaka, przypominając sobie okres sprzed kilku lat.
- Const, jak
poszło? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Wrena. Oderwałam wzrok od M, na którego
o sekundę za długo się przyglądałam. Mam nadzieję, że Wren tego nie zauważył.
o sekundę za długo się przyglądałam. Mam nadzieję, że Wren tego nie zauważył.
- Um, dobrze. – Jeszcze
nie do końca przyswoiłam do siebie jego głos , ale odpowiedziałam. – Wszystko
zostało dostarczone na czas, tak jak prosiłeś. – Siliłam się na delikatny
uśmiech.
- Nawet nie wiesz
jak bardzo jestem Ci wdzięczny. – Z Wrena aż kipiała radość. Swoją drogą,
ciekawe czemu akurat dzisiaj, bo nie był to zbyt częsty widok.
- Drobiazg, Ty też
wiele razy wyciągnąłeś mnie z opresji.
- Możliwe, ale nie
były one tak poważne, jak ta. – Dyskretnie spojrzałam na M., który patrzył na
Wrena, a gdy zobaczył, że ja spoglądam na niego, odwrócił wzrok i zajął się
jakimiś kartkami. Wiedziałam, że podsłuchuje. A przynajmniej miałam takie
wrażenie. – W każdym razie… zabieram Cie dziś na lunch i to nie tutaj, ale na
miasto. Ja stawiam! – Zdziwiło mnie to, bo to chyba zbyt wielka wdzięczność, za
zwykłe dostarczenie kilku plików do bazy głównej Komitetu i możliwość szybkiego
spaceru po mieście, a w końcu spóźnienie się z zabraniem kartki z biurka M.
Choć właściwie…
- Wren… jest mi
niezmiernie miło, ale… chyba przesadzasz. – Siliłam się na delikatny ton, żeby
go nie urazić. – Kawa, codziennie rano przez tydzień wystarczy. – Zażartowałam.
- Const, nie wiesz
nawet co za dokumenty niosłaś? – Zapytał zdziwiony Wren, co mnie zbiło z tropu.
- Nie…
- To był raport z
całych moich praktyk tutaj. Z całych 4 lat! – Wyjaśnił Wren. – A dziś o 10 mija
termin składania ich. – A wiec to tak. Myślałam, że to ja zawsze wszystko
odkładam na ostatnią chwilę, ale Wren mnie przebił. Wiedziałam, że ten raport
decyduje o wszystkim, więc już tydzień temu go złożyłam w Kapitolu. Po prostu
bałam się, że nie zdążę.
Nic nie odpowiedziałam tylko
skarciłam Wrena spojrzeniem.
- No co? –
Zapytał.
- Jak można na
dosłownie ostatnią chwilę zostawić rzecz, która decyduje o Twoim całym
przyszłym życiu? Ja nie jestem tak pewna siebie i swojego czasu.
- Nie jestem pewny
siebie… po prostu coś mi wypadło, a potem… zapomniałem.
- Oj dobra. –
Chciałam uciąć temat. – Najważniejsze, że dotarło na czas. – Powiedziałam z
uśmiechem na ustach.
- Otóż to. –
Rozweselił się Wren. – To idziemy? To chyba już czas.
- Niech Ci będzie.
– Poskładałam wszystko, aby zostawić porządek na biurku i poszłam za Wrenem.
- Const? A może
weźmiemy też Vee?
- Oczywiście, że
też zapomniałam o niej. Zamordowała by mnie, jakby się dowiedziała, że
poszliśmy bez niej.
- Zamordowałaby
nas oboje. – Poprawił mnie Wren, a potem poszedł po Vee. Chwile stałam sama
rozglądając się po partycji, w której pracowałam. Wszyscy powoli zbierali się i
szli na lunch. Tylko nieliczne osoby zostawały.
Nawet nie zauważyłam, kiedy obok
mnie stanęli Wren z Vee. Uśmiechnęłam się lekko,
a potem razem zeszliśmy na dół, by wyjść z budynku.
a potem razem zeszliśmy na dół, by wyjść z budynku.
Nie oddaliliśmy się daleko, bo
przerwa nie była przecież tak długa, jakby mogło się wydawać. Weszliśmy do
Marks’Cafe, którą codziennie mijałam w drodze do Rangi, ale nigdy jeszcze nie
zwiedziłam jej od środka. Ja zamówiłam kawę, naleśniki z kremem oraz szarlotkę
z bitą śmietaną na deser. Vee i Wren nie byli tak powściągliwi, zmówili po
drugim daniu i kawałku bezy. Nie byłam dzisiaj bardzo głodna.
Zjedliśmy bardzo szybko, a cały czas
spędziliśmy głównie na rozmawianiu. Drogę powrotną do Rangi również. A
właściwie Vee i Wren spędzili, ja odzywałam się sporadycznie, od czadu do
czasu. To ich głosy głównie było słychać. Dobrze się dogadywali, no i widać
było, że i się lubili. Cieszyło mnie to, bo Vee aż wyraźnie promieniała.
Gdy wróciliśmy, właśnie kończyła się
przerwa, a wszyscy wracali na swoje miejsca. Nie byliśmy jedynymi osobami,
które na czas lunchu wychodziły z budynku. Teraz każde z nas poszło we własnym
kierunku.
M. siedział na swoim miejscu, a w
dłoni trzymał mały skrawek papieru, najprawdopodobniej liścik. Czyli jeszcze
tego nie zostawił. Gdy dostrzegł, że spoglądał na to, co trzymał w ręku, szybko
schował karteczkę, a ja, jakby nic mnie to nie obchodziło, przeszłam obok najnormalniej,
jak się dało, aby tylko nie zauważył, że zainteresowało mnie to. Chciałam
wyglądać, że jest mi to obojętne. I chyba cel został osiągnięty.
Do końca dnia starałam się nawet nie
przyglądać na niego i zajęłam się swoją pracą. Musiałam przygotować papiery do
składania podań, dla dzieci z ostatniego roku Szkoły Gruntowej, które potem
trzeba będzie każdemu osobiście wręczyć. Ciekawe tylko, czy będę to ja musiała
zrobić, czy ktoś inny.
Z
dnia na dzień czas biegł coraz szybciej, a przynajmniej takie miałam wrażenie.
Dni może nie były szalenie interesujące, ale za to mijały w mgnieniu oka. Mój
dzień w Randze właśnie się kończył. Wszyscy już się zbierali, a niektórych już
nie było od kilkunastu minut. Jedynie ja się tak ociągałam
i zbierałam wszystko, by jutro móc się szybko odnaleźć i zostałam wśród nielicznych już tutaj obecnych. M. też właśnie wyszedł. Na biurku zostawił kompletny bałagan, przeciwnie do mnie.
i zbierałam wszystko, by jutro móc się szybko odnaleźć i zostałam wśród nielicznych już tutaj obecnych. M. też właśnie wyszedł. Na biurku zostawił kompletny bałagan, przeciwnie do mnie.
Gdy
mijałam je, zobaczyłam taką samą stertę dokumentów, za jakąż wczoraj zostawiłam
liścik. Z ciekawości podeszłam. Chciałam zobaczyć co to jest, bo wczoraj nawet
nie zwróciłam na to uwagi. Było to to samo, co musiałam zbierać dzisiaj ja,
mianowicie podania, które otrzymają wszyscy 12-latkowie w Aravadzie. Tyle, że
te były dla innych uczniów, niż szykowałam ja. Za półtora tygodnia oni wszyscy
w mieście mieli je otrzymać, by przed Ceremonią Doboru, czyli dniem Środkowym,
złożyć je w wybranych miejscach. Nie wiem dlaczego, ale Środkowy był
najważniejszym dniem
w całym roku, który hucznie obchodzono, no i którego odbywała się między innymi Ceremonia Doboru.
w całym roku, który hucznie obchodzono, no i którego odbywała się między innymi Ceremonia Doboru.
Miałam
odejść, ale coś przykuło moją uwagę. Karteczka, ale nie ta, którą zostawiałam
poprzedniego dnia. Ta była trochę inna, z obszarpanymi brzegami, jakby wyrwana
skądś.
(Mam nadzieję, że znajdziesz to
Ty. Jako, że nie napisałaś w jaki sposób mam z Tb rozmawiać, zostawiam to tu,
gdzie znalazłem tamto.)
Nie szybko zawiązuję nowe
znajomości, ale tamta karteczka mnie zaintrygowała. Jest dobrze, bo co mogłoby
być źle? Ten miesiąc to ostatnia prosta, więc, mam nadzieję, najprzyjemniejszy
okres oczekiwania, jaki kiedykolwiek mi się trafi w życiu. :)
PS. Mogę wiedzieć, kto chce mnie
poznać?
Moje
serce wykonało dwukrotne salto, a oczy chyba z pięć razy czytały gryzmoły na
kartce. Cóż, charakter pisma był okropny, ale kto by się tym przejmował? Jak to się stało? Nadal nie wierzyłam. Może
to nie był taki zły pomysł? Odpiszę i znów zostawię kartkę. A może nie? Co niby
miałabym odpisać?
Już
prawie nikogo nie było, tylko pojedyncze przypadki pracoholików. Ale ja się do
nich nie miałam zamiaru zaliczać, co to, to nie. Ale musiałam odpisać. Dlaczego
tak wariowałam? To przecież nie było w moim stylu.
Usiadłam
i spokojnie zrobiłam wdech i wydech. Wzięłam jedną z karteczek, taką samą, na
której zostawiłam poprzednią wiadomość. Chciałam napisać coś lakonicznego, aby
tylko podtrzymać konwersację.
M.
Uważam, że lepiej będzie, jak
pozostanę anonimowa. Chyba domyślasz się, że jestem z tego piętra? Tyle Ci
powinno wystarczyć. :)
A co do poprzedniej wypowiedzi…
tak bardzo śpieszy Ci się do ukończenia 17 urodzin?
Nie
sądzę, żeby domyślił się, że to ja. W kafeterii, w czasie lunchu zawsze dookoła
niego
i jego znajomych jest sznureczek dziewcząt. Oczywiście nie starszych niż 16-latki, bo innym nie wypada. Są już przecież Przyrzeczone, a takie zachowanie byłoby nietaktowne i spotkałoby się z tym, że ludzie by szeptali po kątach. Inne kobiety wolały przyglądać się z daleka i, jak coś, to rozmawiać po cichu z koleżankami.
i jego znajomych jest sznureczek dziewcząt. Oczywiście nie starszych niż 16-latki, bo innym nie wypada. Są już przecież Przyrzeczone, a takie zachowanie byłoby nietaktowne i spotkałoby się z tym, że ludzie by szeptali po kątach. Inne kobiety wolały przyglądać się z daleka i, jak coś, to rozmawiać po cichu z koleżankami.
Jeszcze
raz przeczytałam to, co napisałam i włożyłam pomiędzy kartki. Natomiast liścik,
który znalazłam schowałam do kieszeni i ruszyłam w kierunku wyjścia. Ciekawe,
jak to się potoczy. Było to… intrygujące. Szczerze mówiąc, nie miałam zamiaru nigdy
się ujawniać. Może nie będzie potrzeby? To będzie taki miły akcent kończący
beztroski czas. Dowiedzenie się czegoś o nim to coś, czego kiedyś pragnęłam. Skoro
los daje szansę, to czemu jej nie wykorzystać? To przecież nic złego.
- Witaj panienko, znów
zostajesz po godzinach? - Z rozmyślań
wyrwał mnie głos Simona, woźnego, pracującego w Randze. Często spotykałam go,
gdy zostawałam dłużej i, swoją drogą, lubiłam go. Był sympatyczny no i miło się
z nim rozmawiało.
- Witam Pana. –
Przywitałam się z uśmiechem. Miałam teraz ewidentnie dobry humor. – Tak, dziś
również tak się złożyło.
- Constance, ile
razy mam Ci powtarzać, abyś mówiła mi po imieniu. – Mówiła zawsze takim
życzliwym tonem, no i właśnie przez to nie można było go nie lubić, gdy się go
poznało odrobinę bliżej.
- Wiem… ale to z
przyzwyczajenia.
- Oj Constance…. –
Z dezaprobatą pokręcił głową, ale na jego ustach nadal gościł uśmieszek. –
A dlaczego dziś znów zostałaś?
A dlaczego dziś znów zostałaś?
- W ostatniej
chwili mi coś wypadło, co musiałam koniecznie zrobić. – Nie skłamałam.
Powiedziałam tylko bardzo ogólnikowo, no i nie wspomniałam, że nie miało to nic
wspólnego z pracą.
- Jeszcze jesteś
młoda, nie zamęczaj się tak.
- Czasami trzeba.
- Jeszcze
przyjdzie na to czas, Constance. – Przysiadł na chwilę. – Swoją drogą, czemu
większość osób skraca Twoje imię na Const? To takie… dziecinne.
- Ale ja jeszcze
przecież nie jestem dorosła. – Zachichotałam.
- Ktoś chyba ma tu
dobry humor. Dawno nie słyszałem, abyś się śmiała.
- Może odrobinę. –
Zgodziłam się, a Simon się również uśmiechnął.
- Może nie jesteś
jeszcze dorosła, ale nie pasuje do Ciebie ‘Const”. Przynajmniej według mnie. Ja
Ciebie widzę jako ‘Constance’. I tylko tak.
- Simonie, mi nie
przeszkadza to, że mówią na mnie Const. To nawet miłe.
- Skoro tak
uważasz… Ale ja na pewno nie będę tak mówił. – Jego głos zabrzmiał dumnie, a
mój uśmiech zrobił się jeszcze szerszy. – No ale dobrze, ja już Cię nie zatrzymuję. Wracaj do domu. Dowidzenia Constance.
- Dowidzenia
Simonie.
I ruszyłam w drogę. Prawdę mówiąc,
nie śpieszyło mi się, więc po raz pierwszy zrezygnowałam z podróży koleją, a
wybrałam się na piechotę.
Przyglądałam się budynkom, które
mijałam. Były naprawdę różne poczynając od wielkich, szklanych wieżowców, a na
małych, kolorowych sklepikach kończąc. Mijałam ludzi, którzy najwyraźniej też
wracali z pracy. Widocznie mieli niedaleko, skoro wybrali się na piechotę, tak
jak ja. A może też chcieli coś przemyśleć? Lub poprzyglądać się osnutemu
ciemnością światu? Nie wiem
i pewnie nigdy się nie dowiem. Zapewne każdy miał własny, odmienny powód.
i pewnie nigdy się nie dowiem. Zapewne każdy miał własny, odmienny powód.
Minęłam
też park, w którym nigdy nie byłam. Nie miałam okazji. Stwierdziłam, że teraz
wejdę. Niby czemu nie? Między piaszczystymi alejkami też były rozstawione
oświetlające słupy, ale było ich mniej niż przy ulicach. Nagle dostrzegłam
jakiś błysk. Podążyłam w tamtym kierunku
i zobaczyłam, że była to woda. Duża woda. Jakiś staw czy coś w tym rodzaju. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Nie miałam okazji. Najwyraźniej mało wiedziałam o tym, co mnie otacza. Pokręciłam głową i w duchu uśmiechnęłam się do siebie. Tak mało wiedziałam. Nie tylko o tym, ale ogólnie.
i zobaczyłam, że była to woda. Duża woda. Jakiś staw czy coś w tym rodzaju. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Nie miałam okazji. Najwyraźniej mało wiedziałam o tym, co mnie otacza. Pokręciłam głową i w duchu uśmiechnęłam się do siebie. Tak mało wiedziałam. Nie tylko o tym, ale ogólnie.
Podeszłam
bliżej i zamoczyłam dłoń. Woda była ciepła, co mnie zaskoczyło. Nagle wpadł mi
do głowy pomysł. Zdjęłam buty i weszłam. Było to takie przyjemne! Zamknęłam
oczy i szłam dalej. Skupiłam się tylko na falującym dotyku wody na mojej
skórze. Lekko podciągnęłam spódnicę do góry, bo woda sięgała mi już kolan.
Stałam tak dłuższą chwilę, napawając się tym przyjemnym uczuciem.
W końcu musiałam wyjść i ruszyć dalej. Droga minęła mi zaskakująco szybko, a cały
czas na moich ustach nadal błądził delikatny uśmiech.
__________________________________________________________
Czyta to ktoś w ogóle?
Czytasz = skomentuj
Do przeczytania! :)
Świetny rozdział !
OdpowiedzUsuń