piątek, 15 sierpnia 2014

Chapter 7

Zapowiadał się pracowity dzień. Dzisiaj razem z Hunterem musiałam przeprowadzić pierwszy stopień rekrutacji w Pierwszej, a w dodatku największej w Aravadzie Szkole Gruntowej. Na szczęście wszystko na biurku leżało tak, jak je wczoraj zostawiłam. Czasami ktoś z Rangi potrafi zrobić komuś kawał, tak, że następnego dnia nie da się niczego znaleźć. Ale na szczęście ostatnio się to w ogóle nie zdarza, więc nie wiem po co się martwiłam.
- Idziemy? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos M.
- Tak, oczywiście. Pomożesz mi zapakować to wszystko?
- Oczywiście. Ale aż tyle tego? – Zapytał zdziwionym głosem. Spojrzałam na stos dokumentów,
a potem na niego i tylko wzruszyłam ramionami. M. nic nie odpowiedział tylko wziął pierwszą część
i udał się w stronę windy.
            Plusem tego całego procesu rekrutacyjnego było to, że przynajmniej nie musieliśmy targać tego wszystkiego ze sobą i iść taki kawał drogi pieszo ani jechać Koleją, ale przemieszczaliśmy się Kołowcem, czyli czymś, co niektórzy nazywają „samochodem”, cokolwiek to znaczy. Teraz to słowo to już archaizm.
            Po 15 minutach wszystko było zapakowane, więc mogliśmy ruszać. Siedziałam spokojnie, odtwarzając w pamięci kolejne kroki Rekrutacji, które rok temu wykonywałam razem z moim Nadzorcą, Philem Montgomery. Właściwie był on osobą z mojego Oddziału, którą poznałam najlepiej. Zawsze był miły i cierpliwy, ale też zawsze starał się być sprawiedliwy. Jeśli coś nawaliłaś, poniesiesz odpowiednią karę i to naprawisz. To właściwie on mnie wszystkiego nauczył, a teraz, gdy już za chwilę będę samodzielna, nie współpracuje ze mną. Nowy Nadzorca jest wybierany i szkolony raz, na 20 lat. Czyli spędzę w tej pracy kolejne 20 lat, ale prawdopodobnie w innym mieście. Bardzo rzadko się zdarza, że Młodzi zostają tu, gdzie dorastali. Takie prawo.
            Ani się obejrzałam, a już byliśmy na miejscu. Razem z M. wzięliśmy wszystko, co było niezbędne i weszliśmy do Szkoły. Wspomnienia uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą, ponieważ to tu jeszcze 5 lat temu spędzałam każdy dzień. Prawie nic się nie zmieniło. Dalej te same, zniszczone ławki, migające lampy, które sprawiały, że czasami miałam ciarki na plecach, gdy szłam sama tym korytarzem. Dalej te same drewniane drzwi, za którymi zawsze panowała nienaganna cisza.
Po prawej natomiast szklane drzwi do stołówki, a w niej dwa rzędy stołów, przy których każdy miał ustalone miejsce, ale nie odgórnie, tylko ustalone pomiędzy sobą. Najpopularniejsi
i pochodzący z najważniejszych rodzin zawsze siadali w centrum. Im dalej od środka siedziałeś, tym mniejsze miałeś znaczenie i wskutek tego mniej osób się z Tobą liczyło. To była swego rodzaju hierarchia. Tylko tu można było odetchnąć, teoretycznie, bo jeśli siedziałeś w rogu, po prawej stronie Sali, zawsze towarzyszył Ci swąd spalonego mięsa. A to już nie było przyjemne do oddychania. Skąd to wiem? Bo zawsze tam siedziałam. Ale to nie była już sprawka wewnątrzszkolnej hierarchii. Jeśliby kierować się nią, to powinnam siedzieć przy najlepszym stole, w samym centrum. Przecież moja matka była bardzo ważną osobą w Aravadzie. Była i nadal jest, zresztą mój ojciec, mimo, że nie jest tak uprzywilejowany jak matka samym stanowiskiem, to wynagradza to mu nazwisko, które nosi. Lanigan. Jeden z 5 rodów, które 100 lat temu zainicjowały powstanie nowego Systemu. To w ramach niego mamy takie zasady, jakie mamy. Więc patrząc na to wszystko, widać, że od zawsze miałam System w głębokim poważaniu. Od pierwszego dnia wiedziałam, jacy są Centralni, (tak nazywano szkolną elitę), jak wywyższają się, poniżają innych, bądź kompletnie ich ignorują.
            Właściwie tak naprawdę, pierwszego dnia należałam do nich. Ale tylko pierwszego dnia. Tego dnia na przerwie podeszła do naszego stolika niejaka Lucy. Jej rodzina nie miała takiego statusu, jak zebranych przy Centralnym Stole. Ale jako że zmieniła szkołę, to chciała się zapoznać. Podeszła
i przedstawiła się. Wtedy Trzech najstarszych chłopaków siedzących przy stole zrobiło coś okropnego. Najpierw ją wyzywali od najgorszych tylko za to, że miała czelność do nas podejść. Miałam wtedy tylko 7 lat, więc ruszyły mnie te mocne słowa, których tak naprawdę nie miałam okazji wcześniej słyszeć często. Jedyny taki przypadek miał miejsce, gdy szłam z ojcem przez stare dzielnice miasta, tam, gdzie ukrywają się Najniżsi. Wtedy trafiliśmy na kłótnię kilku z nich, ale ojciec szybko zabrał mnie stamtąd.
Po pierwszej dawce poniżenia i słownym wyjaśnieniu, że nie ma nawet prawa się do nas odzywać, drugi chłopak posunął się krok dalej. Wymierzył 11 latce siarczysty policzek. Ale ta,
o dziwo, nie rozpłakała się. Spuściła jedynie głowę. Potem kolejny chłopak wywinął jej rękę do tyłu, że aż załkała z bólu. Ale nadal nie uroniła łzy. Kornelia, dziewczyna, która również należała do najstarszych postanowiła się dołączyć. Wzięła nożyczki i obcięła Lucy jej dwa, śliczne moim zdaniem, warkoczyki, a potem ponacinała sukienkę. Dopiero po chwili do stołówki weszła nauczycielka i zabrała ze sobą Lucy. Ale trójce 12 latków nawet nie zwróciła uwagi.
Jestem pewna, że to, co zobaczyłam owego dnia zapamiętam na zawsze. I pomyśleć, że byli to dopiero 12 latkowie! Aż strach myśleć, co mówili im rodzice, jak ich wychowywali, że już w tak młodym wieku byli takimi potworami. Było mi żal Lucy, bardzo. I od tego momentu zaczęłam się bać Centralnych. Pod pretekstem, że już nie dam rady nic zjeść, wyszłam ze Stołówki i udałam się do łazienki. Tam znalazłam zapłakaną Lucy. Dopiero wtedy, w samotności puściły jej wszystkie hamulce.
Pamiętam jak podeszłam do niej i dałam jej chusteczkę. Nadal widzę jej przerażone oczy, gdy uświadomiła sobie, że ja też tam byłam. Chwilę stałam tam w ciszy, ale potem odezwałam się. Przedstawiłam, chciałam się zapoznać. W końcu w takim celu ona podeszła do nas, nie miała złych zamiarów. Stopniowo zdobyłam jej zaufanie, a wtedy opowiedziała mi, że u niej, w starej Szkole nie było takiego czegoś. Nie było hierarchii takiej, jak u nas. Właśnie wtedy postanowiłam, że nie chcę już należeć do tych „najlepszysz” osób. Nie chcę nikogo ranić. I od następnego dnia, do końca szkoły siedziałam w najdalszym, zazwyczaj pustym miejscu, którego wszyscy inni unikali jak ognia. Na początku wywołało to oburzenie Centralnych, ale po kilku dniach zapomnieli o mnie. Byłam cieniem, niewidocznym. I to mi właśnie odpowiadało, bo ja widziałam wszystko, a mnie nie widział nikt, bo na „tych, co siedzą najdalej” nie zwraca się uwagi, oni nie są godni uwagi wszystkich innych, nie istnieją dla nich.
- Constance! – Mrugnęłam i dopiero po chwili zauważyłam stojącego przede mną M., który najwyraźniej od kilku minut coś do mnie mówił. – Halo, wróciłaś?
- Hm, tak. Przepraszam. – Zmieszałam się lekko i spróbowałam odwrócić wzrok. – Zamyśliłam się. Wspomnienia, wiesz?
- Tak, chyba rozumiem. – Spojrzał na mnie z powątpiewaniem, ale po chwili to minęło i został tylko cały, stuprocentowy Hunter. A potem znów się odezwał, spokojnym głosem, co wskazywało na jego rozluźnienie.  – Znasz to miejsce?
- Tak. Uczyłam się tu. – Mówiąc to, szłam po prostu przed siebie nawet nie oglądając się na M. Ale nawet teraz byłam pewna, że myśli nad tym, co powiedziałam. Dopiero po długiej chwili odezwał się powtórnie.
- To dziwne… bo ja też, ale nie pamiętam Ciebie. – Nie wiem czego się spodziewałam, ale nie zaskoczyła mnie ta odpowiedź. Choć może trochę zakuła.
- Widocznie nie należeliśmy do tych samych grup. – W chwili gdy to wypowiedziałam, zorientowałam się, że mój głos zabrzmiał trochę zbyt ostro, niż zamierzałam.
- Ale jak to możliwe? – Zapytał, a potem przyspieszył, aby zrównać się ze mną krokiem.
- Normalnie. – Syknęłam. Czemu byłam taka zła? I czy bardziej na niego, czy na siebie? Już kompletnie nie rozumiałam. Ale może to dlatego, że nie wspominam tej szkoły zbyt dobrze i dlatego jestem taka oschła. Nawet dla niego.
- No właśnie nie normalnie. – Znów się ze mną zrównał. Przyspieszył kroku powtórnie czy to może ja zwolniłam? Nie dałam rady nieść tych pudeł. – Sądząc po tym, że niedługo zajmiesz stanowisko, jakie zajmiesz, śmiem twierdzić, że Twoi rodzice muszą być jakimiś szychami, - Zatrzymałam się
i stanęłam twarzą do niego. - bo wiem co nieco o tym, jakie zawody są dla kogo osiągalne. A ten moja droga. – Przerwał na chwilę i obejrzał mnie od dołu do góry. – Ten zawód nie może wykonywać byle kto.
- Więc najwyraźniej nie jestem „byle kim”.
- Do tego już sam doszedłem, Kotek. – Kotek? Poważnie?! Chyba zbytnio się rozluźnił. Ale czy naprawdę to mnie wkurzało? Nie, czułam dreszcz, gdy to mówił. Wkurzało mnie to, że mówił tak do większości dziewczyn i kobiet, z jakimi rozmawiał. Oczywiście, gdy już wybadał, że może sobie na to pozwolić. Zazdrość? Nie możliwe. – Ale wracając do tematu, skoro mówisz, że się tu uczyłaś, jesteś
w moim wieku i zajmujesz się tym, czym zajmujesz, to może wyjaśnisz mi, dlaczego nigdy Cię nie spotkałem tu?
- Posłuchaj mnie uważnie. – Zbliżyłam się. Chciałam spojrzeć mu w oczy, aby mój przekaz był jasny, ale niestety był ode mnie wyższy, więc nie udało mi się to. Ale mimo wszystko nie było źle. – Nie jestem tu, aby urządzać z Tobą pogaduszki. Chyba jednak wolałam jak milczeliśmy.
- Wolisz ciszę? Tą krępującą ciszę, która krępuje wszystkie dziewczyny, gdy są wtedy w mojej obecności? – Chyba miał dość wysokie mniemanie o sobie.
- A może po prostu nie chcę rozmawiać o czasie, gdy tu byłam? Nie pomyślałeś o tym? – Wiem, że uniosłam się trochę. Ale naprawdę nie chciałam do tego wracać. To był okres, którego tak naprawdę nie przeżyłam, tylko przepełzałam od dnia do dnia. Istniałam, ale nie żyłam. To był pusty czas. Nic, tylko pustka, która po prostu trwała. Żyć zaczęłam dopiero, gdy opuściłam to miejsce. Choć nie do końca, ale i tak bardziej, niż żyłam tu.
- Spoko, rozumiem. – Dotarło do niego, ale chyba nie z takim skutkiem, z jakim oczekiwałam. Pewnie teraz myślał, że jestem jakimś szalonym despotą czy kimś. Ale trudno, stało się.
            Potem już nie odzywaliśmy się do siebie. Ja nadal szłam przodem, ale nie miałam odwagi obejrzeć się na niego. Zresztą tak chyba było lepiej.
            Po raz pierwszy poczułam, że ta cisza była nie do zniesienia, a atmosfera była dość gęsta. Ale i tak się nie odezwałam, a i on też nie miał chyba takiego zamiaru. W końcu znaleźliśmy się
w odpowiednim miejscu. Weszliśmy do Sali, która była używana jedynie, gdy przeprowadzano proces rekrutacyjny. Postawiliśmy pudła i zaczęliśmy je wypakowywać. Każdy rodzaj dokumentacji miał swoje miejsce, więc właśnie zgodnie z nimi układaliśmy papiery.
            Gdy skończyliśmy, nadszedł czas by zabrać się do dzieła. M. miał za zadanie przyglądać się
i, jeśli zaszłaby taka potrzeba, pomóc mi w czymś. Uczniowie i uczennice wchodzili pojedynczo. Każde schludnie ubrane. Gdy weszła pierwsza osoba, przedstawiała się, a moim zadaniem było wprowadzić wszelkie konieczne dane do Systemu Rekrutacyjnego. Potem, zgodnie z regulaminem powinno się pobrać próbkę krwi, ale nie było nikogo, kto to zawsze robił, więc miałam związane ręce i również ja nie mogłam nic zrobić.
- Co jest? – Zapytał Hunter, gdy zauważył, że nic nie robię i się rozglądam. – Dlaczego jesteś zdenerwowana?
- Bo mam związane ręce.
- Co? – Wychyli się, aby sprawdzić, czy nie kłamię. Ale go uprzedziłam.
- To przenośnia! – Dodałam zrezygnowana, że się tego nie domyślił.
- Nie mów, że czegoś zapomniałaś? – Widać było, że się przeraził tym, że przez mój błąd będziemy musieli znów wracać do Rangi. – Spójrz na to dziecko! Wystarczająco zdenerwowane jest, a Ty musisz mu jeszcze dostarczać dodatkowych atrakcji w postaci Twojego zapominalstwa?
- To nie moja wina. – Broniłam się. – Nie ma przedstawiciela Naczelnego Punktu Medycznego. To on powinien pobierać próbkę krwi, bo tylko on jest do tego upoważniony, ale z jakiegoś powodu go nie ma! Przepraszam. – Skierowałam te słowa do dziecka, które już naprawdę było przerażone. - Nie martw się, to nic strasznego, musimy jeszcze tylko chwilkę poczekać.
            W tym momencie do Sali wpadł Peter.
- Co Ty tu robisz? – Zapytałam kompletnie zdziwiona.
- Bardzo przepraszam Const, ale pomyliłem Koleje. – Hunter parsknął, a ja posłałam mu najbardziej jadowity wzrok, na jaki było mnie stać. Nic nie powiedział, tylko założył ręce i się przyglądał.
- Jak to pomyliłeś Koleje? Dlaczego tu jesteś? Chyba nie chcesz powiedzieć, że…
- … jestem wysłannikiem Naczelnego Punktu Medycznego. – Dokończył Peter.
- Peter!
- No co, przeprosiłem! – Próbował się bronić, ale i tak byłam zdenerwowana.
- Ej, lekarzyku! Nie wiem jak Ty, ale ja nie mam zamiaru spędzić tu caluśkiej doby, więc rusz się
i rób, co do Ciebie należy. – Zniecierpliwienie Huntera wzięło górę, a sposób jego wypowiedzi nie spodobał mi się, ale mimo wszystko podzielałam jego zdanie.
            Wszelkie dane dotyczące Mirandy, (tak dziewczynka miała na imię), były już wpisane, więc teraz nadszedł czas, aby Peter pobrał od niej próbkę krwi. Delikatnie wbił igłę strzykawki w palec wskazujący i pobrał kilka mililitrów czerwonego płynu. Następnie jedną kroplę upuścił na panel skanujący, aby konkretny kod krwi przypisać danym w Systemie. Resztę płynu wpuścił do wcześniej przygotowanej i opisanej fiolki i schował. Musiał tak postępować z każdym uczniem.
             Kolejnym krokiem było wyświetlenie dziewczynie dwóch testów, które miała rozwiązać. Potem System analizował wyniki i dawał dwie możliwości zatrudnienia. Podałam jej kartę, którą miała wypełnić w domu i przynieść następnego dnia do szkoły, która następnie dostarczyłaby ją nam, do Rangi.
            Dzieci było dużo, ale wszystko szło dość szybko. Ani się obejrzałam, a był już koniec. Peter spakował swoje rzeczy, a Hunter pomógł mi. Szczerze mówiąc, to on chyba najbardziej się nudził, bo prawie cały czas tylko się przyglądał, a jedynie raz potrzebowałam jego pomocy, gdy zaciął się System i nic nie działało. Wtedy można było dostrzec, że zna się na tym i szybko naprawił błąd, jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie.
- Więc to koniec na dzisiaj? – Zapytał Peter.
- Tak, chyba tak. – Jeszcze tylko rozejrzałam się, czy aby niczego nie zapomnieliśmy.
- Więc ja już się zbieram. – Chłopak podszedł do mnie i przytulił mnie na pożegnanie. Wydało mi się to trochę dziwne, bo nigdy tego nie robił, ale nie opierałam się. Potem jeszcze uścisnął dłoń Huntera, kiwnął głową na „Do widzenia” i wyszedł.
- Idźmy to załadować do Kołowca. – Powiedział spokojnym głosem Hunter i zabrał się do rzeczy,
a chwilę później dołączyłam do niego ja.
            O dziwo, wszystko poszło nam szybciej niż rano. W kilka minut wszystko było w Kołowcu
i mogliśmy wracać.
- Możemy jechać? – Zapytał M., gdy zauważył,  że jeszcze się nad czymś zastanawiam.
- Jeszcze chwilkę, dobrze? Zapomniałam dać dyrekcji zaświadczenie o odbytej rekrutacji. Potrzebny nam podpis. – Spojrzałam na niego wyczekując, czy coś powie.
- Dobrze, chodźmy. – Powiedziawszy to, wskazał dłonią w stronę wejścia i był to również znak, abym szła przodem.
- Nie musisz iść ze mną, możesz poczekać tutaj. To tylko chwila.
- Nie gadaj tylko chodź. – A gdy to mówił, miałam wrażenie, że na jego usta wkradł się malutki uśmieszek. A może przywidziało mi się?
- Dobrze.
            Gabinet dyrekcji znajdował się na najwyższym piętrze, więc mieliśmy kawałek drogi do pokonania. Starałam się iść najszybciej jak potrafiłam, ale mając buty na obcasie, które były koniecznym dodatkiem do mojego stroju, nie mogłam iść bardzo szybko. Po prostu stopy zaczynały już mnie boleć!
            W gabinecie szybko załatwiliśmy sprawę. Dyrektor podpisał zaświadczenie, zadał kilka pytań dotyczących dostarczenia kart uczniów i, po pożegnaniu, mogliśmy wracać.
            Na szczęście  z powrotem szło się szybciej, niż na górę i już prawie byliśmy na samym dole,
a od końca oddzielała nas już tylko kilka schodków.
W tym momencie zabrzmiał dzwonek i dzieciaki jak oparzone wybiegły z sal. Dosłownie!
I wszystkie biegły w naszym kierunku, tzn. schodów. Chciałam jak najszybciej zejść im z drogi, ale nie udało mi się. Jakiś chłopiec potrącił mnie tak, że straciłam równowagę i zachwiałam się. Myślałam, że już koniec, spadnę i te dzieciaki mnie rozdepczą, ale poczułam, że ktoś z tyłu łapie mnie za ramię.
- Const! – Tylko tyle Hunter zdołał powiedzieć, gdyż po chwili również stracił równowagę. Próbował jeszcze złapać się barierki, ale na nic to się zdało, bo ciężar mojego ciała ciągnął go w dół. I tak oboje sturlaliśmy się ze schodów, tyle że ja, w przeciwieństwie do niego, miałam miększe lądowanie, bo jakimś cudem to on znalazł się na dole, a nie ja, lecz i tak nie zamortyzowało to całego upadku.
- Przepraszam. – Leżałam teraz na nim, a on patrzył na mnie zdziwiony. Dzieciaki nawet się nami nie przejęły i biegły dalej.
- Nic się nie stało. – Bąknął niewyraźnie, a ja dalej się mu przyglądałam. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo błękitne były jego oczy. Nigdy jeszcze nie widziałam takiego odcieniu, tak głębokiego, że czuło się, że jego wzrok przeszywa Cię na wskroś, a  tobie to nawet nie przeszkadza, bo ten błękit Cię delikatnie i ciepło otacza. – Const? – Znów zwrócił się do mnie, a ja najwyraźniej po raz kolejny odpłynęłam. Szlag! Mam nadzieję, że nie zauważył, jak się na niego gapiłam. Już czułam jak na policzki wpełza mi siarczysty rumieniec, no pięknie. Cieszyłam się, że przy schodach lampy dawały dość mało światła, i miałam nadzieję, że nie widzi mojej twarzy.
- Const, nie żebym narzekał, ale czy mogłabyś ze mnie zejść? Trochę… niekomfortowo się czuję. – Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że od dobrych dwóch minut na nim leżałam i się na niego gapiłam! Co za wstyd.
- Tak, oczywiście. – Pośpiesznie zeszłam z niego i otrzepałam spódnicę. Specjalnie stałam do niego tyłem. – Wiesz, ja też nie czułam się zbyt komfortowo. Myślałam, że jesteś bardziej miękki.
- Jestem, ale w trochę innej sytuacji, i nie na schodach.. – Dopiero teraz na niego spojrzałam, nieco zdziwiona tymi słowami. – Znaczy nie o to mi chodzi! – Hunter poprawił się, bo chyba dopiero teraz zrozumiał, jak to mogło zabrzmieć.– Po prostu nie jestem fanem leżenia na zimnej podłodze. To trochę nieprzyjemne. – Widać, że chciał lekko rozrzedzić atmosferę. I tak byłam strasznie zawstydzona. Ale dlaczego? Przez swoją niezdarność, ot co.
- Wybacz… nic Ci się nie stało? – Podszedł i stanął przede mną. Uciekłam wzrokiem, udając, że dalej otrzepuję spódnicę.
- Nie, nic. A z Tobą jak?
- Trochę boli mnie ręka, którą nadwyrężyłem łapiąc Cię, a Ty zamiast tego zabrałaś mnie z sobą
w dół. – Mówiąc to uśmiechnął się, a ja za to dałam mu kuksańca. – Toż żartuję. Nic mi nie jest. Chyba po raz pierwszy swobodnie czułam się w jego towarzystwie. Mimo, że trwało to tylko chwilę, to i tak mi wystarczyło.
- Gdzie teraz jedziemy? – Zapytał Hunter, gdy już wsiedliśmy do Kołowca. Zauważyłam, że lekko pociera nadgarstek, czyli, że trochę go bolał.
- Do Rangi, trzeba zanieść to wszystko, a potem zapakować do magazynu.
- Przepraszam, że się wtrącę, ale może zostawić panienkę pod domem, przecież to po drodze? – Przerwał nam Juan, który kierował Kołowcem. Znałam go, bo kilka razy rozmawialiśmy.
- To dobry pomysł. Ja się zajmę przeniesieniem tych pudeł do Rangi. – Spojrzałam na niego niepewnie. – Oj przestań! Nawet nie ufasz mi tak błahej sprawie?
- Nie o to chodzi…
- No to załatwione, wysiadasz pod domem. – Zgodziłam się niechętnie. Nie było mi wygodnie chodzić, bo podczas upadku złamałam obcas. Szkoda, bo bardzo lubiłam te buty. Juan zatrzymał się pod moim domem, pożegnałam się i wyszłam. W ostatniej chwili jeszcze dobiegł mnie głos Huntera.
- Const?
- Tak?
- Jakich perfum używasz? Bo bardzo ładnie i charakterystycznie pachną.
- Tej tajemnicy nie zdradzę. – Odpowiedziałam i z uśmiechem na twarzy weszłam do domu.
W ostatniej chwili jeszcze dobiegł mnie głos Huntera.
- Lubię tajemnice.


____________________________________________

Witam! Lubię ten rozdział i mam nadzieję, że Wam również się spodobał. ;)
Przekroczyliście już barierę 1000 wyświetleń, dziękuję <3

czytasz = komentujesz

(proszę, liczę na min. 3 komentarze dotyczące tego rozdziału, by mówić o następnym) ;)

Do przeczytania! ;)

6 komentarzy:

  1. Boskie <3 No w końcu ze sobą rozmawiają :D Jak się cieszę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj! Nominowałam Cię do Liebster Blog Award! Więcej informacji na moim blogu :) http://porzeczkowekreatywnosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. D: Dłuższego nie było? D: Żartuję boski rozdział. Czekam na więcej.
    A ja zaczynam nowe opowiadanie:
    http://nieszczesliwyswiatwmojejglowie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Udało mi się ogarnąc wszystkie rozdziały :D Jestem pod wrażeniem klimatu! :)
    I cos czuje ze Hunter i Const cos tam cos teges :D

    Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny rozdział, tak samo jak poprzednie :)
    Obserwuje

    Ja dopiero zaczynam opowiadanie, ale zapraszam:
    http://historia-bolu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadanie świetnie się rozkręca jestem pod wielkim wrażeniem :)

    OdpowiedzUsuń